[8/185] Uciekająca panna młoda ... z Rzeszowa

Drukuj
Dodano: niedziela, 22 październik 2017

Prezydent RP propaguje czytanie literatury przez Polaków. Jego apele schodzą na sam dół, dlatego też Dyrektor Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Wojtek Domiszewski zorganizował takie publiczne czytanie w Ustrzykach. Miało się to odbyć w rynku, ale że pogoda nie sprzyjała czytający spotkali się w bibliotece.

Powiększ

Dyrektor Domiszewski zamarzył sobie, że arcydzieło polskiej dramaturgii „Wesele" Stanisława Wyspiańskiego czytać będą liczące się w mieście osoby - burmistrz, starosta, przewodniczący rad powiatu i miasta, lokalni dyrektorzy i prezesi, księża i skromni redaktorzy lokalnych pism.

Widzów nie było zbyt wielu, ale wśród czytających frekwencja była prawie stu procentowa. Jak się okazało z dużym spóźnieniem pokazała się „panna młoda" reprezentowana przez szefową „Gazety Bieszczadzkiej". Panna młoda pojawiła się dużo po czasie, założyła ślubny wianek i po przeczytaniu dwóch fragmentów dramatu po prostu się zmyła. Bóg raczy wiedzieć, czy nie spodobał się jej pan młody, czy pozostałe towarzystwo. A pan młody to chłop na schwał. Panna młoda grać miała wiejską prostą dziewczynę z okolic Krakowa. Widać było to ubliżające wielkomiejskiej kobiecie z Rzeszowa. Występ z kmiotkami z malutkich Ustrzyk to dyshonor dla wielkomiejskiej pani z Rzeszowa. Nie mówiąc ani be, ani me, ani kukuryku olała burmistrza, starostę, miejscowych dyrektorów i prezesów, rzuciła wianek na weselny stół i wyszła. Pal licho ja, skromny szef „Naszych Połonin" grający dziennikarza w „Weselu", którego nawet Wojtek Domiszewski zapomniał jako jedynego przedstawić wymieniając wszystkich obecnych i nieobecnych autorów spektaklu. Pani młoda zignorowała całą ustrzycką śmietankę. To bowiem nowa moda w Ustrzykach – byle kto, byle nie z Ustrzyk znaczy więcej niż miejscowy. Kłaniajmy się więc w pas przyjezdnym nieudacznikom, grajmy przed nimi swój chocholi taniec.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku