[7/134] Chłop żywemu nie przepuści...

Drukuj
Dodano: niedziela, 30 wrzesień 2012

Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki

Od pewnego czasu napotykamy w sklepach, urzędach listy, do podpisania których jesteśmy namawiani. Przyznam szczerze, że sklepowa która prosiła mnie o podpis nie za bardzo wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Mówiła coś o parkach narodowych o ochronie przyrody i ograniczeniach jakie w związku z tym nas czekają itp. Listę podpisałem, ale postanowiłem dokładniej poznać powody dla których to zrobiłem.

Wiesław StebnickiOkazało się, że podpisy zbierane są na zasadzie protestu przeciw zmianą jakie szykowane są w ustawie o ochronie przyrody. Ogólnie rzecz biorąc chodzi o to, że do tej pory utworzenie Parku Narodowego uzależnione było od opinii samorządu na którego terenie park miał powstać, zaś według znowelizowanej ustawy opinia samorządu nie była by wiążąca. Tak więc „ekooszołomy" znów  wiedziały by lepiej co jest dla nas dobre. Według bowiem tych wedredowanych, kolorowo ubranych, z dziwnymi czapeczkami ludzi my jesteśmy motłochem, którego jedynym celem jest wycięcie wszystkich drzew i roślin, wybicie wszystkich zwierząt i owadów na swoim terenie oraz wylewanie ścieków bezpośrednio na ulice, trawniki, wyrzucanie śmieci prosto z okien na chodniki. Jednym słowem traktują nas jak w piosence Kazimierza Grześkowiaka- „Chłop żywemu nie przepuści, chłop żywemu nie przepuści, jak się żywe napatoczy nie pożyje se, a juści". Nie muszę dodawać, że irytuje mnie takie postawienie sprawy. Gdybym był złośliwy mógłby odpowiedzieć ekologom, że to oni kojarzą się ludziom z brudasami i niechlujami, z ludźmi którzy biorą spore pieniądze za nieustające protesty, pieniądze zdobywane przez ich przywódców drogą szantażu od różnego rodzaju firm. Mógłby zapytać dlaczego nie interesuje już ekooszołomów dolina Rospudy. No cóż tam się już nie da pociągnąć kasy, a rzeka po ich protestach zostawiona sama sobie umiera, zarasta trawą i niebawem zamieni się grzęzawisko. Działania grup ekologicznych to dla nich sposób na życie. Liczy się tylko protest bo ten można nagłośnić, nikt zaś  nie widział takiego wydrenowanego ekologa pracującego choćby nad oczyszczeniem Rospudy z zarastającego ją zielska.

Co jakiś czas pojawiają się na naszym terenie głosy ekologów nawołujące do utworzenia Turnickiego Parku Narodowego. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że taki Park to szansa dla samorządu na którego terenie się znajduje. To tysiące turystów i zarobki związane z ich obsługą. Nic bardzie kłamliwego. Bieszczadzki Park Narodowy odwiedza blisko trzysta tysięcy turystów, to prawda. Prawdą też jest, że gdyby Parku nie było Bieszczady odwiedzało by tyle samo, albo i więcej turystów. Przyczyna jest prosta, góry te są przyrodniczą atrakcją i zawsze będą przyciągać do siebie ludzi. Tymczasem tak nieodległy Magurski Park Narodowy nie może doliczyć się nawet 10 tysięcy zwiedzających, bo nie jest atrakcją równą Bieszczadom. Turnicki Park byłby atrakcją dla kilkunastu jego pracowników, którzy i tak przyjechali by tutaj gdzieś z Polski. Dla miejscowych byłby utrapieniem. Turnicki Park byłby też zagrożeniem dla Ośrodka Wypoczynkowego w Arłamowie. A to nie Park, a Arłamów da już niebawem pracę dla około trzystu osób. Może ekologom chodzi o to by państwo tworząc Turnicki park wykupiło ośrodek w Arłamowie i tam usytuowało ich biura. Jak bowiem w osobiście nie wierzę w ich bezinteresowność, co więcej uważam, że ekolodzy to najlepiej wycwaniona grupa w zdobywaniu różnego rodzaju środków finansowych. Co jeszcze istotne to fakt, że państwo Platformy Obywatelskiej doszło do wniosku, iż nie będzie rekompensować samorządom na terenie których znajdują się Parki Narodowe utraty możliwości pobierania tam podatku od nieruchomości i rekompensaty te zabrało, stawiając gminy taki jak choćby Lutowiska w opłakanej sytuacji. Tak więc zamiast wpływu z podatków z Arłamowa, z podatków od nieruchomości otrzymalibyśmy zaszczyt posiadania drugie Parku Narodowego. Powiat Bieszczadzkim byłby jedyny w kraju, który miałby dostąpić tego wątpliwego na dziś dzień zaszczytu.

Prace legislacyjne nad projektem ekologów trwają. Jednak samorządy, których miała by ta zmiana ustawy dotyczyć też się nie poddają. Kilkanaście gmin, powiatów i miast z całej Polski zawiązało grupę, która sprzeciwia się projektowi nowelizacji ustawy o ochronie przyrody. Są w tej grupie samorządy z Bieszczad. Na terenie naszego powiatu zebrano już przeszło pięć tysięcy podpisów pod protestem. I  trzeba je zbierać w dalszym ciągu. Bo przecież nikt w powiecie Bieszczadzkim, czy Leskim nie będzie podcinał gałęzi na której siedzi, czyli nikt nie będzie dewastował przyrody bo to ona przyciąga tutaj setki tysięcy turystów. Jednak nie można się godzić na tak ortodoksyjne i nie liczące się z opinią mieszkańców tych terenów podejście do ochrony przyrody, bo ona ma służyć ludziom a nie garstce ekologicznych fanatyków.

W ubiegłym roku drukowałem list małżeństwa, które przyjechało w Bieszczady z centralnej Polski. Przywieźli ze sobą psa i na smyczy z kagańcem prowadzili go z sobą na jeden z Bieszczadzkich szczytów. Niestety przechwyciła ich parkowa straż i pod dozorem jak notorycznych przestępców sprowadziła na dół. Ekooszołomy wprowadziły bowiem przepis, ze nie można wprowadzać zwierząt do Parku bo ludzie je tam zostawiają, a to burzy ekosystem. Większej bzdury niż ekooszołom nikt już nie może wymyślić. Ludzi są bowiem według nich na tyle głupi, że wiozą psa z Gdańska by zostawić go na szczycie Wielkiej Rawki. Nad takimi ludźmi musimy mieć kontrolę i nigdy nie możemy się zgodzić na to by ci pazerni na pieniądze pseudo ochroniarze przyrody robili coś za naszymi plecami i bez naszej wiedzy.

Udostępnij na Facebooku