[5/143] Przed sezonem

Drukuj
Dodano: niedziela, 23 czerwiec 2013

Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki

Pierwszym sprawdzianem turystycznej popularności Bieszczadów jest zawsze pierwszy długi majowy weekend. Tegoroczny nie był niestety najlepszy jeśli chodzi o pogodę. Nie mniej jednak każdy kto w dniach majowego weekendu jechał trasą z Ustrzyk do Rzeszowa mógł zobaczyć tysiące aut zmierzających w Bieszczady. By pokonać rondo w Lesku trzeba było stać godzinami, a kolejka samochodów sięgała prawie Zagórza. Świadczy to jednoznacznie iż wyjazd w Bieszczady jest nadal trendy. Zaznaczyć jednak trzeba, że praktycznie 70% przyjezdnych kierowało się w stronę mostu na Sanie, czyli zmierzało w kierunku Polańczyka, Cisnej, Wetliny. Dużo węższy strumyczek aut zmierzał dalej krajową 84, by w Uhercach skręcić na Solinę.

Wiesław StebnickiW Lesku turyści zatrzymywali się na krótki postój a do Ustrzyk Docierało ich niewielu. Spacerując po Ustrzykach widać było, że właściciele sklepów, barów, ogródków piwnych byli na przyjęcie turystów przygotowani, co z tego gdy samych turystów zabrakło. Taka tendencja utrzymuje się już od lat. Rodzi się pytanie dlaczego?

Oczywiście obie stolice bieszczadzkich powiatów nigdy nie prześcigną Polańczyka i Soliny, Cisnej, Wetliny i Ustrzyk Górnych. Bo tam zalew, bieszczadzka ciuchcia i to co  w Bieszczadach najważniejsze połoniny. Ale z drugiej strony właśnie tam brakuje miejsc noclegowych o nieco wyższym niż agroturystycznym, czy campingowym standardzie , lokali gastronomicznych o wyższym niż fast-food'owym poziomie. Widać to ludziom nie przeszkadza, a może tęsknią za słynna bieszczadzką dziczą. Choć odwiedzając w tym czasie Polańczyk, czy Solinę trudno mówić o dziczy. Miejscowości te są zapełnione po brzegi. Zaparkowanie tutaj samochodu, zjedzenie czegokolwiek to karkołomna sztuka bo autem trzeba długo krążyć niczym się znajdzie jakieś miejsce do parkowania, swoje trzeba też odstać w kolejce do jedzenia czy sklepu. W długi weekend Bieszczady odwiedzają głównie wypoczywający z podkarpackich miast, Rzeszowa, Krosna, Przemyśla. Ten często jednodniowy pobyt wcale nie wiąże się dla nich z wypoczynkiem, spokojem. Oni chcą w krótkim czasie zobaczyć to co tutaj najważniejsze, zaporę w Solinie, Bieszczadzką ciuchcię, wejść na jakakolwiek połoninę. Tłum im nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie tłum oznacza, że dokonali dobrego wyboru. Przepychają się więc deptakami w Solinie i Polańczyku, często używając łokci, spinają się w ślimaczy tempie na połoninę bo tempo wchodzenia na nią jest róże dla dwudziestolatka i ważącej ponad 100 kilo nobliwej pani, a wyminąć w tym czasie kogoś na szlaku to rzecz niemożliwa bo taki sam wąż schodzi z góry. W końcu zadowoleni, czy nie mogą się w pierwszym po weekendzie dniu w pracy pochwalić wrażeniami, pokazać zdjęcia z wyjazdu. Ci turyści często wiozą z sobą posiłki i nie korzystają z noclegów, ale zawsze jakieś pieniądze  w Bieszczadach zostawią. Niestety Ustrzyki, Lesko nie są beneficjentami tych dochodów.

Warto się zastanowić dlaczego. Każde z miast ma swoje niezaprzeczalne atuty. W Lesku są nimi historia, zamek i piękny park wokół niego, płynący pod miastem San, znakomite miejsca widokowe, skały w Glinnem. Ustrzyki to piękne góry i widoki z nich, Strwiąż jedyna Polska rzeka mająca pośrednio ujście do morza Czarnego, kultowy już Park Pod Dębami, kryte baseny, znakomita hala sportowa, przepiękny ryneczek, muzeum przyrodnicze. A ludzi podczas weekendu jak na lekarstwo. Problem jest chyba jeden, brak odpowiednich form reklamy. Jak widać pieniądze jakie Polańczyk wydał na kamerę i comiesięczny haracz za nią dla telewizji TVN przynosi rezultaty. Gdy w ciągu dnia mówi się w tej telewizji o Bieszczadach zawsze ich ilustracją jest zalew i Polańczyk. To musiało zaprocentować. To tak jak w znanym powiedzeniu, że kłamstwo powtarzane wielokrotnie staję się prawdą. Pokazywany do bólu Polańczyk przekonał widzów, że w tym coś musi być i na leskim rondzie skręcają od razu w prawo. W obu miastach ich włodarze powinni to na nowo przemyśleć. Trzeba chyba zebrać pewne grono osób różnych specjalności i profesji, gestorów bazy gastronomicznej i hotelarskiej, mediów i zastanowić się gdzie tkwi przyczyna tego iż oba miasta są wykreślane w trakcie układania planów wypoczynku przez turystów.  Mieszkam na przedmieściach Ustrzyk i do miasta dojeżdżam lub dochodzę ulicą Przemysłową. To ulica którą można objechać Ustrzyki kierując się w góry. Jeszcze nie tak dawno sporadycznie samochody z obcą rejestracją w tą ulice skręcały. Większość kierowała się do miasta. Niestety dziś tylko sporadycznie ktoś to robi większość obcych aut skręca w Przemysłową, a potem przez Równie i Hoszowczyk bezpośrednio zmierza w góry.

Ustrzyki zmieniły swe oblicze w ostatnich latach diametralnie. Miasto dosłownie wypiękniało i nie jest to uroda czysto fasadowa. Nawet postsocjalistyczne osiedla PCK nabiera urody, ba dawny hotel robotniczy na ulicy Przemysłowej wygląda po remoncie jak luksusowy apartamentowiec. Od strony estetyki nic miastu nie brakuje. Także baza gastronomiczno- hotelarska nie jest zła. Turystyka to jedna z nielicznych szans na rozwój miasta. Nie wolno tego zlekceważyć. Pora najwyższa by głęboko zastanowić się nad tym jak skierować ruch w kierunku miasta bez stawiania szlabanu na ulicy Przemysłowej, czy w przypadku Leska na rondzie.

Udostępnij na Facebooku