[1/189] Powtórne odstrzelenie generała Świerczewskiego

Drukuj
Dodano: środa, 25 kwiecień 2018

Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki

Kraj, który niszczy pamiątki historii jest krajem dzikim.

Powiększ

Kilka lat temu oglądaliśmy w telewizji jak brodaci afgańscy talibowie wysadzali w powietrze tysiącletnie rzeźby – pomniki wykute w skale. Cały świat był oburzony tym barbarzyństwem.
Ja rozumiem, że nigdzie na świecie nie powinno się upamiętniać zwyrodnialców typu Hitler, Stalin i innych im podobnych dyktatorów-tyranów. Ale to co dzieje się w Polsce nabrało znamion obsesji, z którą zgodzić się nie mogę.

Wiesław StebnickiGenerał Karol Świerczewski „Walter" nie był postacią tuzinkową. Robotnik jednej z warszawskich fabryk protestował przeciw niezbyt przyjaznym warunkom pracy w tamtych czasach. Dlatego też jakby normalną koleją rzeczy znalazł się w orbicie zainteresowań ówczesnych lewicowców, a konkretnie komunistów. Nie było dla nich miejsca w międzywojennej „demokratycznej" Polsce. Wyjechał więc do radzieckiej Rosji. Wstąpił do armii, a w 1936 roku skierowano go w ramach międzynarodowych oddziałów do ogarniętej wojną domową Hiszpanii. Walcząc w Hiszpanii po stronie legalnej władzy republikanów odznaczył się na tyle, że Ernest Hemingway uwiecznił go po wsze czasy w swojej powieści o hiszpańskiej wojnie domowej pt. „Komu bije dzwon".
Po powrocie do ZSRR wstępuje do tworzącej się tam I Armii Wojska Polskiego. Przemierza z nią cały szlak bojowy od Lenino po Berlin. W okresie tym zarzuca się mu to, iż nie cenił życia żołnierzy posyłając ich często na pewną śmierć. To fakt, ale jak inaczej określić desant wojsk zachodnich na palże Normandii, czy podobny mu desant spadochroniarzy wojsk sprzymierzonych w głębi Francji? Tam także posyłano żołnierzy na pewną śmierć, a nakręcony wtedy przez Niemców film pokazuje, jak stojąc w cieniu drzew strzelali do spadochroniarzy jak do kaczek. Oczywiście zachodni dowódcy są rozgrzeszeni, zło według części Polaków zawsze pochodziło ze wschodu.
Po wojnie Świerczewski został wiceministrem obrony. Jako wiceminister odwiedził w marcu 1947 roku Bieszczady. Wizytował placówki Wojsk Ochrony Pogranicza od kilku lat narażone na ciągłe ataki band UPA. Ostrzegano go w Baligrodzie, dalsza podróż do najbardziej wysuniętej placówki w Cisnej jest niebezpieczna. Nie wziął tego pod uwagę i zdecydował się jechać. Nie wstrzymała go w tej decyzji nawet awaria jednego z samochodów, którym jechali ochraniający go żołnierze.
No i stało się. Tuż za Jabłonkami przed mostem konwój dwóch samochodów został zaatakowany przez bandę UPA dowodzoną przez „Chrynia". Świerczewski nie chował się za samochodem, nie zaległ w przydrożnym rowie, a na stojąco dowodził niewielką grupą żołnierzy. Prowadził ich w stronę obsadzonego przez Ukraińców wzgórza. Pierwszy postrzał go nie powalił, dopiero drugi postrzał był śmiertelny. Jedna z ówczesnych pisarek nadał powieści o generale tytuł „O człowieku, który się kulom nie kłaniał". W taki właśnie sposób zginął.
Otwarcie jego pomnika w Jabłonkach zgromadziło tysiące ludzi. Dla nich wszystkich był bohaterem. Kilka dni temu zgodnie z uchwaloną przez sejm ustawą pracownicy nadleśnictwa w Baligrodzie zniszczyli pomnik Świerczewskiego. Zagorzali polscy antykomuniści mogą odetchnąć z ulgą. Dopięli swego. Czy rozwalenie pomnika zmieni cokolwiek w odwiedzaniu tego miejsca? Nic nie zmieni, bo odwiedzający Bieszczady turyści domagają się, by zawozić ich w to miejsce. Brak pomnika i jego barbarzyńskie wyburzenie tylko wzmoże chęć odwiedzenia tego miejsca.

Powiększ

Burzycielom zaś i ustawodawcom proponuję, by w tym miejscu postawić pomnik „Chryniowi", wszak dla tych ludzi nawet największy bydlak rujnujący nasz kraj i zabijający Polaków, jeśli tylko choć minimalnie zaszkodził PRL-owi, wart jest pomników.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku