W obronie „kopciuchów”

Drukuj
Dodano: czwartek, 13 kwiecień 2023

Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki

Wiesław Stebnicki

 „Kopciuch" to w powszechnym rozumieniu piec c.o., piec kaflowy, kuchnia węglowa, kominek, czyli mówiąc krótko - urządzenie ogrzewane węglem, lub drzewem. Zdaniem ekologów to właśnie „kopciuchy" winne są ogólnoświatowych zmian klimatycznych, dodam zmian niekorzystnych, czyli ociepleniu klimatu, smogowi, powodziom. Jestem innego zdania.

Mam już „swoje lata". Trochę w życiu widziałem, przeżyłem znaczną ilość pór roku. Poznałem suche i gorące lata, ale też chmurne, deszczowe i chłodne. Poznałem piękne polskie złote jesienie, ale i też takie gdzie śnieg pojawiał się już w październiku. Zimy też bywały różne śnieżne z temperaturami poniżej 30 C., ale też i takie w trakcie których w styczniu urządzaliśmy z dziećmi ogniska z pieczeniem kiełbaski, gdzie wszyscy paradowali w koszulkach z krótkim rękawem.
Wiosny też często zaskakiwały raz zimnem raz gorącem, a czasami ich w ogóle nie było bo zima przechodziła bezpośrednio w lato.

Mieszkałem od najmłodszych lat przy ulicy 1-go Maja, a później w bloku na ulicy Dworcowej. W naszym trzypokojowym mieszkaniu było trzy piece kaflowe, w każdym pokoju, kuchnia węglowa i piec węglowy do grzania wody w łazience. Słowem pięć „kopciuchów". Mnożąc to przez 60 mieszkań dawało to około dwustu „kopciuchów", czyli w dwóch blokach na Dworcowej było ich około czterysta. Podobnie było w blokach na placu Chopina oraz we wszystkich starych kamienicach i domkach jednorodzinnych. Przy każdym biurowcu, bloku mieszkalnym, urzędzie działała opalana węglem lub koksem kotłownia. Jesienią we wsiach wypalano ścierniska i ziemniaczane badyle.

No i nie było tak uciążliwego smogu. Brzegi rzek, nie były w większości uregulowane betonem, nie wszystkie ulice były wyasfaltowane, trawę w mieście i wokół domów koszono kosami lub konnymi kosiarkami. Deszczowa woda nie spływała więc wartkimi strumieniami w jakie zamieniają się teraz ulice ale w dużej części wsiąkała w grunt. Zimą po miejskich chodnikach można było jeździć na łyżwach bo nikt nawet nie myślał o posypywaniu ich solą. W mieście było zarejestrowanych niespełna sto samochodów, nie istniało też pojęcie spalinowej kosiarki. Po lesie spacerowało się pieszo, a nie jeździło qadami. Z lotniska w Rzeszowie startowało i lądowało cztery samoloty tygodniowo, a lotnisko Okęcie obsługiwało nieco ponad milion pasażerów rocznie. Indie, Chiny, Brazylia, ale i też wiele innych biednych państw było totalnie słabo uprzemysłowionych, dominowała w nich głównie gospodarka rolna, na dodatek bardzo prymitywna.

Czasu jednak się nie cofnie. Świat zwariował na punkcie motoryzacji. Jak ostatnio przeczytałem Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem ilości zarejestrowanych samochodów na tysiąc mieszkańców. W samych Bieszczadach jest ich kilka tysięcy, a nie sto. Na świecie codziennie wzbija się w powietrze kilka tysięcy samolotów, każdy z nich spala po kilka ton paliwa. Nasze ogródki i tereny zielone w miastach strzyże setki milionów spalinowych kosiarek.

Elektrownie, ciepłownie, zakłady przemysłowe wypluwają w powietrze setki milionów to pyłu i różnego rodzaju trujących gazów. A za klimatyczne zmiany obwinia się rzecz jasna „kopciuchy".

Pytanie ile ich jest? Jak się okazuje niewiele.

Mieszkańcy budynków wielorodzinnych mają czyste sumienie bo kopcący w ich imieniu komin jest- podobnie jak w Ustrzykach- oddalony od ich mieszkań o kilka kilometrów. Według ekspertów palenie pelletem, ekogroszkiem, gazem to istny balsam dla natury. Nie wiem jak, ale ja widzę dym z kominów w domach opalanych tymi paliwami. Na dodatek piece te zużywają dodatkowo w skali globalnej ogromne ilości energii elektrycznej. Podobnie rzecz ma się z pompami ciepła. Więcej jeśli ktoś ogrzewa dom pelletem, czy ekogroszkiem to robi to na okrągło przez cały sezon grzewczy, bo wygaszanie pieca w przypadku wysokiej temperatury powietrza i ponowne uruchamianie to proces pracochłonny i uciążliwy. Takich problemów nie ma z „kopciuchami". Pali się w nich po prostu wtedy gdy jest zimno.

Rozwiązaniem mogłaby być energia pozyskiwana z fotowoltaiki. Jednak trzeba sobie powiedzieć jasno, że póki co jest to instalacja niezbyt wydajna i poręczna. Problem zaczyna się wtedy gdy panele trzeba odśnieżyć lub wymyć. Nie każdy potrafi wejść na dach, a usługi firm- bo takie już powstały- robiących to, kosztują sporo. Jak więc widać to nie „kopciuchy" winne są totalnemu zanieczyszczeniu atmosfery. Owszem dokładają się, ale jest to w skali świata jakiś promil zaledwie. Jedna fabryka w Indiach, Rosji, Chinach, Indonezji, ale też USA, Australii, wypluwa w powietrze tyle co milion „kopciuchów". Na tym świecie w zasadzie tylko Europa tak naprawdę zauważa problem zatrucia atmosfery. Jednak Europa to zaledwie drobna część powierzchni ziemi, którą nawet niektóre z wymienionych wyżej państw mogą przykryć przysłowiowym kapeluszem.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku