„Wyżej niż połonina. Saga w VI aktach" to realizacja idei teatru wędrownego, który mówi o ludziach i wychodzi do nich. Miejscem wystawionego spektaklu przez zespół Teatru im. Wandy Siemaszkowej z Rzeszowa, w ustrzyckim wydaniu było pomieszczenie walcowni, gdzie pośród mlewników walcowych rozstawiono rzędy krzeseł, a scenę umieszczono w miejscu przeznaczonym na składowanie mąki, a wszystko to działo się w Muzeum Młynarstwa i Wsi.
Sztuka, której kanwą są legendy bieszczadzkie, zakapiorzy i bieszczadzianie, wystawiana była we wszystkich zakątkach Bieszczadów. Inauguracja nastąpiła w Baligrodzie, później była Cisna, Wetlina, Zatwarnica, Ustrzyki Dolne, Olszanica, Polańczyk, a zakończyła się w Lesku.
Autorem scenariusza i jego reżyserem jest Tomasz Antoni Żak, który mówi o sztuce: „...spektakl przywołuje wszystko to, co tworzy przyszłość i przeszłość Bieszczadów ich tajemnice i dramaty. Wszystko wmontowane jest w opowieść o ludzkich losach, o miłości i nienawiści, o poszukiwaniu szczęścia i tej jedynej kobiety..." Rozmawialiśmy w sali, która kiedyś była częścią młyna, reżyser spektaklu przedstawia mi historię powstania najpierw pomysłu, a później sztuki. Sam przez jakiś okres czasu żył w tych górach, obok swych przyszłych bohaterów i widzów, spotykał ludzi zwyczajnych, sąsiadów, poznawał ich troski i historie, żył takim samym życiem jak jego sąsiedzi. Ocierał się o bieszczadzkie legendy i rzeczywistość. Spotykał tych, o których powstawały zakapiorskie legendy, a i tych, których nazywa „beszczadnikami" – bo jak mówi: „...nie każdy godzi się na użycie słowa „zakapior" Kiedy powstał scenariusz i przystąpiono do prób, postanowił, że zespół musi, choć w minimalnym stopniu poznać te tytułowe połoniny. Dlatego przyjechali w Bieszczady, chodzili po górach, rozmawiali z ludźmi, zmokli, zmarzli, piesze wędrówki męczyły fizycznie, ale to, co poznali pozwoliło wszystkim „czuć i być", a to widać jest na scenie. Tomasz A. Żak mówił o tym, że w sztuce grają postaci ludzi tu żyjących i znanych, na co dzień, a inspirowali i ci stąd, mieniący się zakapiorami i inni, a obrazy i miejsca pokazywał Andrzej Potocki, który stał się jednym z inspiratorów powstałego tekstu.
Sztukę rozpoczyna dwóch ludzi niosących przez połoninę skrzynię, która może zawierać wszystko, co każdy z nas wyobrazić sobie może. Dla malarza będzie pełna obrazów, dla muzyka – instrument. Wszystko toczy się wokół skrzyni: toczy się opowieść o śmierci dziadka, miłość, piękne melodie Wojciecha Bellona, biegną wiersze Harasymowicza. Wśród nich ludzie i codzienność, ich opowieści, smętne i straszne. Smutne i śmieszne. Jak życie wokół niej. Gdy wiemy już wszystko o naszych bohaterach – kim są i kim byli, albo gdzie zmierzają, skrzynia wyjawia swą tajemnicę. Zawiera boskie owoce prawdy, wiedzy i mądrości, jabłka. Ot wszystko cała tajemnica, gdy jednak wspomnimy „Bożego człowieka" albo „Druha Jego", czy „Oną Młodą" tajemnica, a tym samym legenda, która przywraca myślenie, czym jest... Tych sześć historii to jakby drogowskaz w poszukiwaniu życiorysów ludzi związanych z Bieszczadami. To smętne wyglądanie za tymi, co ich akcja „Wisła" stąd wymiotła, a którym niedane jest swoim przodkom na grobie świeczki zaświecić, a być może i zaglądanie do własnej duszy by dojrzeć samego siebie inaczej niż dotąd...
Zainteresowanie spektaklem w ustrzyckim Młynie było duże, organizatorzy musieli dostawiać dodatkowe krzesła, nie przewidzieli tak dużej frekwencji. Sztuka wywarła mieszane uczucia u widzów, jedni jak Alicja Kisielewicz mówili po spektaklu, że podobał się: „...bo opowiada o bieszczadzkich legendach, o ludziach tu mieszkających, a trudno nie doszukiwać się podtekstów żyjąc tutaj. Każdy z nas jednak nie żyje legendą, a rzeczywistością, mimo to fajnie jest oderwać się, choć na chwilę i przeżyć legendę ..." Inny z widzów – nie przedstawił się – powiedział „...każdy ma prawo do osobistego widzenia otaczającej rzeczywistości. Bieszczady są takie, jakie są, dla wielu stają się swoistą mekką dla powstawania najróżniejszych legend. Każdy może mieć „swoje" Bieszczady, dla nas, przy wszystkich tych opowieściach i legendach, pozostaje normalne życie w górach i codzienne zmaganie się z rzeczywistością"
W ustrzyckiej premierze wystąpili aktorzy Teatru im. W. Siemaszkowej: Mariola Łabno – Flaumenhaft, Justyna Król, Robert Chodur, Robert Żurek i gościnnie Przemysław Sejmicki.
Marian S. Mazurkiewicz
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Fot. Jerzy Lubas