[2/169] Ja i „Gazeta Bieszczadzka”

Drukuj
Dodano: środa, 23 marzec 2016

Adaś Leń wspominając 25 lat historii „Gazety Bieszczadzkiej" przypomniał też o prasowych próbach jeszcze przed jej wydaniem. Pomijam tutaj tzw. jednodniówki wydawane głównie z okazji święta narodowego „22 Lipca", były to bowiem pisemka wydawane i kontrolowane w całości przez gminne struktury Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Pisali do nich między innymi także późniejsi współpracownicy „Bieszczadzkiej", w tym także i ja. Niestety innej możliwości publikowania czegokolwiek w regionie nie było. Istniała tylko i wyłącznie prasa kontrolowana przez PZPR, ZSL i SD. Jednak pod koniec lat osiemdziesiątych gdzieniegdzie w Polsce zaczęły się pojawiać lokalne pisma głównie o charakterze kulturalnym, bez partyjnej czapy ale rzecz jasna kontrolowane przez cenzurę. Adam Leń wspomniał o próbie zarejestrowania „Tarnicy", próbie nieudanej bowiem jak stwierdzono taką rolę w naszym regionie spełnia już tygodnik „Podkarpacie".

Ja również dwukrotnie podchodziłem do próby wydania własnego pisma. Od lat siedemdziesiątych współpracowałem z „Podkarpaciem", „Na Przełaj" i „Sztandarem Młodych". Pisywałem też do miesięcznika „Profile", tak więc mogłem się mienić pierwszym dziennikarzem w Ustrzykach bowiem za publikowane materiały brałem też pieniądze. Pierwsza próba miała miejsce gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. Wspólnie ze Zdzisławem Pękalskim i i jego siostrzeńcem a moim szkolnym kolegom Jurkiem Krzysztyńskim postanowiliśmy wydawać magazyn „Połoniny". Pomocą służył nam ówczesny dyrektor Bieszczadzkiego Domu Kultury Andrzej Potocki. Niestety wszystko skończyło się na niczym. Druga próba wydania „Kuriera Bieszczadzkiego" zakończyła się stworzeniem makiety przez pracującego w drukarni „Kobrę". Niestety wtedy wpadłem w wir szalonej działalności gospodarczej zakończonej przez mordercę polskiej przedsiębiorczości Balcerowicza. Jak się wtedy mówiło by istnieć na rynku pierwszy milion trzeba było ukraść, by potem móc swobodnie działać. Kto nie ukradł, padał pod naporem bankowych procentów. Przypomnę kto w październiku 1990 roku wziął kredyt na 3% w skali roku, trzy miesiące później, jeśli go nie spłacił musiał płacić 150%. Jeśli ktoś zainwestował w towar musiał paść. Tak według Balcerowicza miała wyglądać kumulacja kapitału w nielicznych rękach. Ja próbowałem jakoś w tym świecie istnieć, mimo wszystko. Wtedy też Krzysiek Potaczała z którym znałem się od lat zaproponował mi współpracę z „Gazetą Bieszczadzką". Musze przyznać, że dość szybko pojawiło się w niej sporo sprawnych piór, jak choćby Maciek Augustyn, Janusz Gołda, Jadwiga Denisiuk, Wiesław Próchniak, Tadeusz Szewczyk. Gazeta w tamtym czasie drukowała sporo dobrych reportaży, w tym także tych interwencyjnych, nie zawsze lubianych przez miejscowe władze. Powiat wtedy nie istniał, czapą nad gazetą był Urząd Gminy Ustrzyki, a wydawcą UDK. Prócz reportaży gazeta sporo miejsca poświęcała sprawo kultury, oświaty. Już wtedy jej mocna strona był dział historyczny. To ze stron „Bieszczadzkiej" poznawaliśmy najnowszą historię regionu. Bogato reprezentowany był w gazecie sport, głównie narty i piłka nożna. Ale wtedy piłkarze z Ustrzyk to była potęga, a nie dzisiejsza mizeria.

Jak każdy mam też kilka szczególnych wspomnień z czasów tej współpracy. Pamiętam że tradycją w gazecie były wspólne spotkania, na których ustalaliśmy co ma się w numerze pojawić i kto ma się konkretnym materiałem zająć. Mnie przypadł w udziale materiał o młodym ambitnym człowieku, olimpijczyku, który zjechał do Ustrzyk i za przyzwoleniem zachwyconej nim władzy postanowił ucywilizować Ustrzyki. Napisałem dość przychylny mu materiał, choć byłem w pełni świadomy, że z tych działań niewiele wyjdzie. Lokal gastronomiczny jaki urządził ten człowiek w rynku zasłynął jedynie szokującymi cenami i brutalnymi ochroniarzami. Lokal dość szybko splajtował, podobnie stało się z innymi przedsięwzięciami tego Pana, a on sam wyparował pozostawiając za sobą niezapłacone rachunki w tym nawet te za ogłoszenia w „Gazecie Bieszczadzkiej". Gdy pracowałem już w biurze u posła Władysława Wrony współpracowałem z „Kurierem Podkarpackim", tam opisałem historię tego przedsiębiorcy łącznie z tym jak się ona zakończyła. Materiał ten dotarł do bohatera mnie materiału, który zjawił się w Ustrzykach i wpadł do biura poselskiego strasząc mnie sądowymi pozwami. Niestety mnie w biurze , była tam pracownica i moja żona. Żona powiedziała rozeźlonemu Panu, że mąż za moment wróci, a tymczasem on może uregulować choćby zaległości za reklamy w „Gazecie Bieszczadzkiej". Nie muszę dodawać, że po tej spokojnej odpowiedzi żony człowiek ten nie wrócił już na spotkanie ze mną. Nie winię go o to, że wtedy przegrał gospodarcza batalię w Ustrzykach, ale za styl w jakim z miastem się rozstawał. Dziś jak mi wiadomo człowiek też jest właścicielem sporej firmy produkującej jakieś akcesoria dla szpitali.

Moja współpraca z „Gazetą Bieszczadzką" zakończyła się po napisaniu materiału o zniszczeniach jakich dokonał góral- emigrant z USA- w Arłamowie. To wtedy goście którzy wykupili tam bilety na Sylwestrowy bal musieli sami gotować sobie barszczyk i bawić się w zimnej sali. To za czasów tego oszołoma zniszczono spore powierzchnie parkietów itp. Człowiek ten tuż przed Sylwestrem, po wybraniu pieniędzy wpłaconych za bal salwował się ucieczką przez okno w samych skarpetach.
Po tym materiale Krzysiek Potaczała zaproponował mi wyciszenie i pisanie relacji sportowych. Na nic się to jednak nie zdało bo w końcu gazeta została zamknięta.

Pamiętam jak pojawili się się u mnie Krzysiek z Adamem Leniem i zaczęliśmy rozmowę o stworzeniu własnej gazety. Jak się jednak okazało zamkniecie „Bieszczadzkiej" było pretekstem do pozbycia się mnie i Potaczały. Sama gazeta ruszyła ponownie już pod szefostwem Tadka Szewczyka. Przez ten fakt zgasł też u moich kolegów zapał do tworzenia konkurencyjnego tytułu. U nich zgasł, a u mnie pozostał i niebawem na lokalnym rynku pojawił się „Kurier Bieszczadzki". Do czasu mojego przejścia do pracy w Radiu Bieszczady ukazało się kilkanaście numerów Kuriera. Po jakimś czasie tytuł wykupił właściciel Radia i postanowił zmienić jego profil na bardziej magazynowy o większym zasięgu. Nie był to jednak najlepszy pomysł bo czytelnika z Ustrzyk mało interesowały problemy Jasła, Brzozowa, Sanoka. Po wydani kilku numerów z kolorową okładką i wkładką właściciel zawiesił wydawanie pisma.

Mimo takiego rozstania po dziś dzień zachowałem sentyment do „Gazety Bieszczadzkiej", mimo iż nie ma tutaj już dobrego reportażu, materiałów interwencyjnych. Gazeta jest swoistym kompendium wiedzy o regionie. Notuje najważniejsze wydarzenia polityczne, kulturalne, sportowe. Zgodnie z zasadą kto płaci ten żąda bardziej pilnuje spraw miasta niż powiatu, ale może to i dobrze bo zostawia „Połoninom" spore pole do działania.

Powiększ

Powiększ

Powiększ

Powiększ

W 25 rocznicę wydania pierwszego numeru „Gazety Bieszczadzkiej" życzę jej wszystkiego najlepszego, kolejnych lat istnienia, równie dynamicznego rozwoju jak za czasów obecnej Pani redaktor. No i tak na zakończenie przypominam, już za rok w grudniu „Nasze Połoniny" obchodzić będą swoje piętnastolecie.

Gośćmi jubileuszu byli między innymi Burmistrz Bartosz Romowicz, Starosta Marek Andruch, Przewodniczący Rady Miasta Bogdan Ferenc oraz przedstawiciele zakładów pracy, służb mundurowych. Byli też byli i obecni współpracownicy gazety, który przyznano dyplomy:

- Bogdan i Maciej Augustyn,
- Waldemar Bałda,
- Bolesław Baraniecki (zmarł w piątek),
- Katarzyna Bieniasz,
- Anna Bramberger,
- Zbigniew Chmielowski,
- Wiesław Ciślak,
- Jan Cipora,
- Wojciech Domiszewski,
- Marian Galant,
- Janusz Gołda (jedyny brodaty),
- Andrzej Górski,
- Jolanta Jarecka,
- Andrzej Kaczorowski,
- Piotr Korczak,
- Zygmunt Krasowski,
- Bogdan Kwaśnik,
- Wiesława Kwinto - Koczan,
- Krzysztof Lachowski,
- Adam Leń,
- Edward Marszałek,
- Marian Mazurkiewicz,
- Witold Mołodyński,
- Jerzy Nowakowski,
- Edyta Pereślucha,
- Krzysztof Potaczała,
- Andrzej i Rafał Potocki,
- Marek Prędki,
- Wiesław Próchniak,
- Marek Sabara,
- Mirosław Smarkucki,
- Karolina Smoleńska,
- Wiesław Stebnicki,
- Andrzej Szczerbicki,
- Tadeusz Szewczyk,
- Janusz Szuber,
- Mateusz Świerczyński,
- Zbigniew Zamołojko,
- Stanisław Żurek.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku