[6/144] To może się udać

Drukuj
Dodano: środa, 31 lipiec 2013

ZeZem
Andrzej Kotowicz

Ostatnio dość często zdarza mi się czytać w jednej z lokalnych gazet teksty Roberta Petki. Nie powiem żebym był fanem tego pana, ale to o czym pisze jest moim zdaniem całkiem interesujące. Czytając te teksty czuję się tak, jakbym uczestniczył w niechcianej, jednostronnej korespondencji, gdzie jedna strona usiłuje wmówić tej drugiej, że się do niczego nie nadaje i najlepiej by było, żeby zrezygnowała z tego co robi.

Andrzej KotowiczLapidarnie rzecz ujmując ma opuścić zajmowany stołek. Jak na razie ten jednostronny monolog Petki nie przynosi jakiś większych efektów, bo pani Basia – o burmistrz Leska tu mowa – nic sobie z tej gadaniny nie robi, na przekór tym wszystkim, którzy twierdzą, że doprowadzi to miasto w niedługim czasie na skraj bankructwa. Ta mała wojenka trwa już chwilę z różnym nasileniem. Petka coraz bardziej się nakręca, Jankiewicz nie daje się sprowokować, co powoduje, że pan Robert smali coraz bardziej sążniste teksty i widać, że się chłop już gotuje. Nie czuję większego sentymentu do jednej czy drugiej strony, jedno muszę przyznać, że to o czym pisze Petka ma ręce i nogi i w pewnym sensie oddaje to co nawet niezorientowany w Leskich realiach obserwator może tam zobaczyć. Niestety miasto gnuśnieje, robi wrażenie jakby czas tam się zatrzymał. Jak twierdzą moi znajomi, którzy corocznie, szczególnie w okresie letnim przez nie przejeżdżają, robi się coraz bardziej szare i smutne. Do tych dwóch przymiotników dodałbym jeszcze jeden – zakompleksione.

Część społeczności leskiej do tej pory nie wyzbyła się jeszcze zaściankowości. Podział na starych i tych nowych mieszkańców zwanych potocznie „ zawołokami" nadal tam funkcjonuje. Powoduje to, że nawet lokalne wybory są podporządkowane temu podziałowi. Nie sprzyja to rozwojowi miasta i staje się ciągłym polem walki pomiędzy starym a nowym.

Podział śmieszny, budzący wśród wielu uśmiech rozbawienia u innych politowania ale w leskim grodzie obowiązujący. Gdyby jednak ktoś chciałby się pokusić o proste zdefiniowanie nieodwzajemnionej „fascynacji" Roberta Petki – Barbarą Jankiewicz miałby z tym pewne problemy. Bo cóż robi Petka? Wytyka obecnej burmistrz wszystkie błędy w zarządzaniu miastem. Opisuje je, kataloguje i w końcu wycenia. Robi to na tyle umiejętnie, że jego przekaz u przeciętnego czytelnika staje się niezwykle czytelny i przyswajalny. Wobec braku zdecydowanego odporu drugiej strony bardzo wiarygodny. Ile w tej wiarygodności jest troski o dobro miasta i jego mieszkańców – nie wiem. Jankiewicz sama wkłada argumenty w ręce Petki i ten to wykorzystuje. Na mojego nosa tak mi się przynajmniej wydaje, rozpoczął już kampanię wyborczą i szuka sojuszników. Zapału mu nie brak i wiele na to wskazuje, że ma duże szanse na ponowne zajęcie stołka burmistrza leskiego ratusza. Petka jest medialny, Jankiewicz unika mediów jak diabeł święconej wody, szczególnie tych, które choćby raz nieprzychylnie się o niej wypowiedziały. Petka jest cierpliwy. Jak niektórzy twierdzą na „zesłaniu" w Olszanicy opracował już  całą swoją strategię kampanii wyborczej. Jankiewicz stała się zbyt pewna siebie, to opinia ludzi z jej otoczenia. Przestała się wsłuchiwać w głosy tej tzw. opinii społecznej.  W sytuacjach kryzysowych przeważnie źle się to kończy.

Petka ma argumenty w postaci  niezłej sytuacji finansowej miasta, kiedy opuszczał fotel burmistrza. Jankiewicz jest zadłużona po uszy i jak na razie nie wygląda to wesoło.

Do końca kadencji zostało jeszcze trochę czasu. O atutach tej pary trudno w tej chwili jednoznacznie przesądzać. Jankiewicz ma w odwodzie swoich wypróbowanych „mieszczan". Kogo zwerbuje Petka niebawem się przekonamy.

Udostępnij na Facebooku