Wracamy ponownie do sprawy źródełka. Przy dokładnym przyjrzeniu się sprawie rodzi się wiele pytań, a najważniejsze jest to: komu przeszkadzało to źródełko?
Leży na poboczu drogi w miejscu w zasadzie trudno dostępnym. W miejscu, które nie ma wpływu na nic: na przebieg ciągów kanalizacyjnych, nasypu linii kolejowej, mostu i drogi nic.
Okoliczni mieszkańcy własnym sumptem i pracą obudowali go by łatwiej nabierać wody. Ta ingerencja też kiedyś odbije się na jakości wody, bo puszczono ją ocynkowaną rurą – rdza zrobi swoje, lepiej było kamionką ale i tu chemia.
- Kiedyś, kiedy tu przyjechaliśmy, wody nie było to pobieraliśmy ją właśnie z tego źródła – mówi jeden z mieszkańców.
W rozmowie z rzeszowskim SANEPiD informowali nas, że bakteria coli pojawia się wraz z człowiekiem. Nie ma możliwości, by dostała się do gruntu z deszczem, albo samoistnie. Nie ma zatrucia chemicznego, bo w okolicy nie prowadzi się upraw, które byłyby nawożone związkami chemicznymi. Pociąg nie jeździ, to nie wyrzuca ścieków z WC.
Skąd więc bakterie coli w naturalnym źródle?
Mieszkańcy mówią, że ktoś bez ich wiedzy (osobę znają) przekopał rowek od ścieku (trudno to nazwać potokiem) płynącego wzdłuż drogi w kierunku źródełka. Przy większych opadach zanieczyszczenia przedostały się do gruntu przy źródełku i zanieczyściła go. Proste?
Na zdjęciu widać, że te przekopy wykonano celowo. Tylko po co?
Zadziwiające jest to, że zarządzająca terenem kolej z Zagórza dwukrotnie wysyła ekipę do rozbiórki nieszczęsnego źródełka. Co oczywiście kosztuje. Nie kwapi się jednak do konserwacji mostów i wiaduktów, które powoli acz systematycznie zżera rdza. Wszyscy dookoła marzą o uruchomieniu kolei. Tylko czy kiedyś nie będzie wymówki, nie możemy jeździć bo wiadukty rdza zżarła!
Źródełko czy konserwacja wiaduktów? Oto jest pytanie?!