[1/178] Prestiż to za mało
ZeZem
Andrzej Kotowicz
Na całym świecie, gdzie tylko istnieje taka szansa, władze i społeczności lokalne stają na przysłowiowej głowie, by móc zaistnieć na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ten prestiżowy wpis niesie ze sobą kilka obwarowań i spełnienie określonych kryteriów, co w sumie jest niewspółmierne do korzyści, jakie z tego tytułu płyną dla regionu.
Wydawać by się mogło, że jest to tak oczywiste, że każdy myślący logicznie człowiek nie będzie miał cienia wątpliwości. Co wydawać by się mogło oczywistym, okazuje się, że oczywistym być nie musi.
Ostatnio przed taką szansą stanął Bieszczadzki Park Narodowy, konkretnie jego 10% powierzchni czyli niecałe 3 tyś. ha. Obszar o charakterze pierwotnym, na którego terenie człowiek nie prowadził żadnej działalności gospodarczej od przynajmniej 100 lat. Tereny z gospodarczego punktu widzenia mało atrakcyjne, natomiast o ogromnych walorach turystycznych.
Kiedy inne kraje europejskie wysyłały do Komitetu UNESCO w Paryżu swoje wnioski nominacyjne, Polska czasowo wstrzymała się w udziale w projekcie ze względu na zmianę dotyczącą konieczności przeprowadzenia konsultacji społecznych.
Późniejsze konsultacje – bo w końcu do nich doszło, to pochodne i efekt późno podjętych centralnie decyzji. Skutkowało to tym, że radni dwóch najbardziej zainteresowanych tematem gmin bieszczadzkich Lutowiska i Cisna nie poparli propozycji BdPN. A szkoda, bo być może straciliśmy nieodwołalnie szansę wpisu na bardzo prestiżową listę, a po wtóre między innymi darmową reklamę Bieszczadów na wszystkich wydawanych na całym świecie przez UNESCO mapach, folderach itp. periodykach.
Czy przy takim stanie rzeczy można mówić o czyjejś winie? Wydaje się, że nie.
Park trzymany do końca w niepewności, czy jakiekolwiek konsultacje się odbędą, z braku czasu przeprowadził je tak, jak przeprowadził. Być może padło za mało konkretnych argumentów, które w odbiorze społecznym mogłyby zaważyć na szali podjętych przez radnych decyzji.
To, co można zaobserwować na pewno, to brak przysłowiowej chemii pomiędzy BdPN, a mieszkańcami otaczających go miejscowości. Brak symbiozy pomiędzy obu bytami przekłada się na brak zrozumienia, a jak niektórzy twierdzą niekiedy wrogość.
Andrzej Kotowicz
Komentarze
Jak zwykle sikanie pod wiatr. Nie do uwierzenia