[7/145] Stracona szansa
ZeZem
Andrzej Kotowicz
Gdyby tak sięgnąć pamięcią daleko wstecz, dwadzieścia, trzydzieści, czy czterdzieści lat temu, słowo Solina funkcjonowało jako hasło – klucz. Skojarzenia były proste ale niezmiernie trafne. Solina kojarzyła się z dzikimi Bieszczadami, największą górską zaporą wodną w Polsce, w końcu z infrastrukturą turystyczną, która powoli nie bez problemów zmieniała swoje oblicze.
Niestety zmieniała chaotycznie, bez jakiejkolwiek wizji urbanistycznej. Takim drastycznym przykładem tego do czego nie powinno się dopuścić jest góra „Jawor" w Solinie. Konglomerat budek, straganów, naprędce skleconych stoisk, miedzy to wszystko wciśnięte pawilony gastronomiczne, których właściciele przynajmniej w części starali się wykazać, że maja choć trochę gustu i smaku. To handlowo – gastronomiczne miasteczko przypominające swoim wyglądem przedwojenne warszawskie Szmulki ma zapewnić przebywającym tu turystom komfort i możliwość przyjemnego spędzenia czasu. Czy tak jest w rzeczywistości. Nikt rozsądny nie odpowie na pewno na to twierdząco. Prowadzącym tam sezonową działalność gospodarczą ludziom nie stworzono żadnych warunków by mogli wykazać się swoją inicjatywą. Solina – Jawor stała się niechcianym dzieckiem gminy, która w swojej nazwie nomen omen ma nazwę Solina. Nie trzeba być zbyt bystrym obserwatorem, żeby zauważyć, że wszystkie znaczące inwestycje skupiają się w Polańczyku. To tam właśnie gmina lokuje najwięcej pieniędzy. Solina pozostawiona sama sobie powoli lecz nieuchronnie umiera. Ta krótkowzroczność miejscowych władz doprowadzi w końcu do tego, że o tym miejscu w końcu się zapomni, zapora przestanie być największą atrakcją turystyczną Bieszczadów a ludzie tu pracujący stracą swoje miejsca pracy. Czy musi do tego dojść? Członkowie stowarzyszenia działającego w Solinie – Jawor twierdzą, że nie. Mają ambitne plany, które mogłyby być zrealizowane przy założeniu, że włączy się w to aktywnie gmina. Solina jeszcze w latach osiemdziesiątych i początku lat dziewięćdziesiątych była tętniącą życiem miejscowością. Oprócz restauracji i baru mieściły się tu apteka, ośrodek zdrowia, poczta, posterunek policji, przedszkole, sklepy. Dziś już niewiele z tego zostało. Po sezonie wszystko zamiera.
Andrzej Kotowicz