[8/146] No i po sezonie
Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki
Zanosiło się na to, że będzie to jeden z najgorszych letnich sezonów turystycznych w Bieszczadach. Pierwszy długi majowy weekend, większość czerwca, to dni ponure, pochmurne, zimne. Średnie wykorzystanie bazy noclegowej w tamtym czasie wynosiło nieco ponad 15%. Dochodziło nawet do tego, że sporo osób zaczęło wycofywać swoje rezerwacje noclegów w Bieszczadach. Słowem zanosiło się na jeden z najgorszych sezonów turystycznych ostatnich lat. No i stał się cud. Gdzieś na przełomie czerwca i lipca zaświeciło słońce i tak naprawdę zgasło dopiero pod koniec sierpnia.
Ci z nas którzy odwiedzali śródziemnomorskie kurorty w środku lata, mogą potwierdzić, że u nas było wreszcie tak ciepło jak w Afryce. Człowiek to jednak istota marudna i szybko przyzwyczaja się do dobrego. W ubiegłym roku przy temperaturze gdzieś w granicach 25 stopni C zapełniały się po brzegi baseny, plaże, różnego rodzaju miejsca nad wodą. W tym roku gdy temperatura spadła poniżej 30 stopni, miejsca te były puste. Na szczęście takich dni było zaledwie kilka. Tak więc śmiało można powiedzieć, że mamy za sobą rekordowy sezon turystyczny, który długo może się nie powtórzyć. Czy byliśmy w Bieszczadach do tego sezonu przygotowani? Niestety nie całkiem. Szczęściem było to, że w zasadzie ludziom w tym roku potrzebna była w gruncie rzeczy jedynie w miarę czysta woda do kąpieli i w miarę chłodna do picia. Obie te potrzeby zostały w zasadzie w pełni zaspokojone.
Niestety tutaj w Bieszczadach w dalszym ciągu kuleje cała otoczka działań, które zapewniały by wypoczywającym innego rodzaju rozrywki. W Ustrzykach jest z tym w zasadzie coraz lepiej. Praktycznie nie było weekendu by nie było jakiejś plenerowej imprezy. Tylko wyjątkowy malkontent mógł narzekać na brak imprez lub ich małe urozmaicenie. Od ludowych wrzasków, poprzez country, rocka przez całe wakacje coś grało. Tradycyjnie tłumy ściągnął występ KSU. Szkoda tylko, że ta ostatnia impreza stoi w miejscu, a większość miejscowych idzie dla sensacji- bo może coś się stanie – a nie dla muzyki. Podobno nawet stało się, bo jakaś naćpana panienka koniecznie chciała pochwalić się swoimi wdziękami. Cieszy rozwijająca się impreza contry, bo można lubić ten rodzaj muzyki lub nie, jedno jest jednak pewne, tego typu impreza to sposób na doskonałą zabawę w plenerze. Wspomnieć warto jeszcze o dwóch dużych imprezach Lutowiskach i Czarnej. Dzień Żubra w Lutowiskach i Lato w Czarnej to też już trwałe elementy letniej rozrywkowej oferty zarówno dla przyjezdnych jak i miejscowych. Kilka imprez wiejskich ma też swoich zwolenników. Choć może lepiej by było gdyby te wsie dogadały się i robiły jedną spora imprezę rok w rok w innej miejscowości. Ożył ustrzycki Rynek. Ogródki piwne pełne ludzi do późnych godzin nocnych, a niektóre pełne też muzyki , jak choćby w Orliku, czy Piwniczce.
W zasadzie można by powiedzieć nic dodać nic ująć. Jest jednak jeden problem warty szybkiego rozwiązania. Otóż w dalszym ciągu wędrówka po leżących wokół Ustrzyk górach to swoiste safari. Szlaki zarośnięte, pełne dziur i wykrotów, wręcz niebezpieczne dla spaceru. Brak jakiegokolwiek punktu widokowego. Szkoda, bo z rozmów jakie prowadziłem sporo wypoczywających chciało pospacerować wokół Ustrzyk, ale zraziły ich trudności. Drugi problem to Strwiąż. Na całym świecie coś osobliwego, innego otaczane jest wręcz czcią, bo najnormalniej w świecie dostarcza takie miejsce – oczywiście pośrednio- pieniędzy. Miejscowym nie trzeba tłumaczyć, czym się Strwiąż wyróżnia, otóż jako jedyna rzeka w Polsce ma swe ujście W morzu Czarnym. Pytani o to przyjezdni praktycznie nic o tym nie wiedzą i otwierają szeroko oczy, gdy im się mówi, że ta niepokaźna rzeczka to swoisty ewenement. A przecież już przy wjeździe do miasta tablice powinny głosić, że właśnie w Ustianowej przekracza się europejski dział wód , a pod mostem w mieście płynie jedyna w swoim rodzaju rzeka. Nas miejscowych to nie kręci, ale przyjezdni lubią osobliwości.
Doszły mnie słuchy, że władze miasta myślą o tej sprawie i szukają możliwości zdobycia na zewnątrz jakichś pieniędzy na realizację pomysłu zagospodarowania brzegów Strwiąża. To bardzo dobrze bo do skromnej, ale rozwijającej się powoli oferty dla turystów, przybyła by dodatkowa spora atrakcja. Jak ostatnio czytałem w Karpaczu będzie się budować 4 -kilometrowy deptak wzdłuż głównej ulicy miasta, który ma się stać kolejną atrakcją Karpacza. Dziś ludzie wyjeżdżający na wypoczynek nie szukają spokoju. Naród wypoczywa w tłumie bo wtedy wierzy, że miejsce wypoczynku wybrał dobrze. Róbmy więc wszystko by był tłok w Rynku, na brzegach Strwiąża, na szlakach wokół Ustrzyk. To się nam wszystkim opłaci.
Wiesław Stebnicki