[9/147] Leśna ścieżka szokująco-edukacyjna

Drukuj
Dodano: poniedziałek, 21 październik 2013

Powiększ

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, bodajże w roku 1998, pracowałem w Radiu Bieszczady. Do radia przyszło zaproszenie z Nadleśnictwa w Ustrzykach informujące o otwarciu- kosztem kilkudziesięciu tysięcy złotych- ścieżki przyrodniczo-edukacyjnej na stoku Żukowa. Wprawdzie radio na otwarcie wydelegowało naszego ustrzyckiego korespondenta, ale kilka dni po otwarciu przeszedłem całą trasę od uroczo urządzonego miejsca startu do samego szczytu Żukowa.

Po drodze wspiąłem się na drewniana wieżyczkę widokową, oglądałem też krajobraz z dwóch tarasów widokowych.  W miejscu gdzie ścieżka się zaczynała był ładny ogrodzony parking, między modrzewiami postawiono kilka ławek i stołów, w razie deszczu można się było schronić pod zadaszona wiatę która miała spełnić rolę zielonej klasy.   Niedaleko wiaty usytuowano miejsce do palenia ognisk z ławkami do siedzenia, ba nawet z gotowym zapasem drewna. Wokoło estetyczne kosze na śmieci i nawet drewniany stylowy kibelek by nie zanieczyszczać lasu. Słowem raj. Często woziłem tam rodzinę, znajomych. Po zbieraniu grzybów, spacerze po ładnie utrzymanych leśnych alejkach można było posiedzieć, zapalić ognisko, usmażyć i zjeść kiełbaski. Zastanawiałem się kiedy to zostanie przez ludzi zdemolowane, bo miejsce to odwiedzało setki osób i czasami trzeba było dowiadywać się czy nie będzie tam jakiejś imprezy by móc samemu posiedzieć. No i stał się cud. Lata leciały, a miejsca tego nikt nie demolował. Dalej odbywały się tu rodzinne, zakładowe pikniki, ogniska.

Ostatnio jakoś przez dwa lata nie miałem okazji tam być. Wybrałem się w jedną z wrześniowych niedziel. To co zobaczyłem zaszokowało mnie do głębi. Ja wiem, że las rośnie po to by czasami wycinać z niego wyselekcjonowane drzewa, wiem ze drewno wycięte trzeba odtransportować, pociąć i gdzieś  złożyć.

Powiększ

Pytam jednak czy koniecznie w miejscu na stworzenie którego pobrano nie swoje, a unijne pieniądze. W miejscu, które od kilkunastu lat stanowiło to o czym mówią tablice poustawiane wokół. Tablice które miały edukować młodzież w zielonej klasie. Cały ten plac rozorały ciągniki zwożące drewno, zapełniły stosy pociętych drzew. Piękne kamienie stanowiące wyjątkowe w swej urodzie ogrodzenie, zwiezione tutaj niedawno, zostały poroztrącane. Szok. Na dodatek wokół syf i bardach.

Powiększ

Drzewa po ścięciu ogołaca się z gałęzi. To normalne, tylko dawniej zwożone je w jedne miejsce i spalono, lub sprzedawano ludziom jako gałęziówkę na opał. Teraz leżą tam gdzie wycięto drzewa, tak że przez las praktycznie przejść się nie da. To podobno jest poparte pseudonaukowymi teoriami, że te stosy gałęzi to siedlisko dla drobnej zwierzyny. Nie trzeba już stawiać coraz większej ilości szlabanów na leśnych drogach. Niebawem przestaniemy tam chodzić bo nie da się przez to wszystko przebrnąć. Może o to właśnie chodzi.

No i na koniec pytanie, kto jest sprawca tego bałaganu?  Odpowiedź każdy z nas zna. Firmy pozyskujące drzewo, pracujące rzecz jasna pod nadzorem leśników. Wiem, że po tym co napisałem zyskam kolejnych wrogów. Wiem, że pogoń za byle grosikiem zaprzecza jakiejkolwiek etyce i przyzwoitości. Wiem też, że zrębki z tych pozostawionych gałęzi to doskonały i jedyny opał w elektrociepłowni OW Arłamów. Wiem też, że nadleśnictwa są  administratorem  państwowej firmy „Lasy Państwowe". Państwowe, czyli w jakiejś części także i moje, a to daje mi prawo do opisania rzeczy jakimi są faktycznie.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#1 Tomasz 2013-12-14 17:24
Bardzo dobrze się stało, że zdecydowałeś się napisać ten artykuł który należy udostępniać możliwie gdzie się da.
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u