Zapiski restauratora

Drukuj
Dodano: wtorek, 07 wrzesień 2021

Powiększ

Mija turystyczny sezon. Przyszła więc pora na jakieś posumowanie minionego lata. Będzie to podsumowanie zupełnie odmienne od innych. Od blisko dziesięciu lat prowadzę restauracje. To taki kaprys dojrzałego człowieka znudzonego i zniesmaczonego polityką, w której działał spory czas. Rozczarowanego dziennikarką, która i tak niczego nie zmieni, a jeszcze gotowego do pewnego wysiłku.

Lata te pozwoliły mi na rozpoznanie jakie zamiary mają ludzie odwiedzający restauracje. Dziś wystarczy mi spojrzeć na klientów by wiedzieć czego po nich oczekiwać. Gdy do restauracji wchodzi grupa osób z dziećmi w wieku kilkunastu lat nawet nie warto czegokolwiek im proponować. Wiadomo bowiem, że po przejrzeniu karty dań, gdzie brak burgerów, zapiekanek, pizzy, hot-dogów natychmiast wyjdą. Perswazja dzieci zawsze zwycięży. Latem gdy w pobliżu jest lokal z ogródkiem restauracyjnym nawet gdy masz ceny o połowę niższe z ogródkiem nie wygrasz. Polak kocha robić tzw. obcinkę, a i też lubi gdy ulica się jemu przygląda. To takie małe dowartościowanie.

Patrząc po twarzach wchodzących od razu wiesz kto jest normalnym, głodnym klientem, a kto roszczeniowcem. Miałem taki przypadek. Weszło dwóch panów w średnim wieku, zamówili jednakowe danie, widać było jednak, że w jednym z nich aż kipi złośliwość. Dania podano, no i rzecz jasna po podaniu rachunku kelnerka usłyszała, że danie jest za zimne, niesmaczne itp. Ja do takich słów jestem przyzwyczajony, przykrość miast mnie zrobił swojemu koledze, który mocno się czerwienił bo on jak raz wyczyścił talerz do cna.

Nie mniej złośliwe są panie. Jednej z nich, która była w dość licznym towarzystwie nie smakowała ryba. Stwierdziła, że dorsz musiał być mrożony, a tłuszcz na którym go smażono stary. Tutaj moja cierpliwość lekko się wyczerpała. Powiedziałem pani, że w zalewie solińskim i myczkowieckim dorsza wyłowiono do cna, w Bałtyku dorsza się nie odławia, a jadąc do Hiszpanii, czy Portugalii skąd nawet do restauracji nad morzem sprowadza się mrożonego dorsza nie zdążył bym wrócić z jednym dorszem na rano by pani mogła być usatysfakcjonowana. Jeśli o olej chodzi to codziennie jest zmieniany, na dodatek nie używa się u nas paskudnej frytury o konsystencji lekko roztopionej parafiny, a jedynie olej rzepakowy.

Panie to w ogóle fajny temat, bo one uważają iż kuchnia to ich domena, a tym samym przysługuje im prawo pouczania kelnerów i kucharki. Jedna z kolejnych pań zaskoczyła naszą kelnerkę pytaniem z jakiego mięsa robi się u nas kotlety schabowe. Kelnerka dosłownie zbaraniała i pobiegła pytać do kuchni, a przecież mogła odpowiedzieć, że schabowy tak jak wszędzie przyrządzany jest z pstrąga.

Inna z pań siedzących przy stole z koleżankami poinformowała je, że frytki są niezdrowe ponieważ smażone na oleju. No cóż smażenie na wodzie frytkom nijak nie służy.

Ludzie udający się na urlop chcą wyładować swoje całoroczne frustracje, chcą się dowartościować. Choćby przyjechali z przysłowiowego Pcimia rżną naturalnie mieszkańców dużych miast. Najłatwiej wyładować się na sprzedawcach w miejscowych sklepach, kelnerach itp. Nie wiedzą jednego, że my rozpoznajemy typowych roszczeniowców zaraz po wejściu, a przysłowiowa słoma wystaje z butów nie tylko mieszkańcom prowincji ale też w równym stopniu mieszkańcom dużych miast. Na szczęście, tych o których piszę jest po wielokroć mniej niż normalnych, sympatycznych klientów. I to dzięki nim i dla nich prowadzimy te swoje interesy.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u