Zapiski byłego restauratora

Drukuj
Dodano: niedziela, 15 styczeń 2023

 Powiększ

Zapyta ktoś po co to piszę? Kogo interesują moje prywatne sprawy? Też tak myślałem. Zdanie zmieniłem po rozmowach z kilkoma osobami z parkowej ławeczki, z tymi nie stroniącymi od różnego rodzaju napojów, pod warunkiem, że zawierają najmniejszy choćby procent alkoholu. Te bez procentów im po prostu szkodzą. Nie wyśmiewam ich, ba wielu z nich w swoisty sposób szanuje. Za co? Ano głównie za szczerość. Oni nie ukrywali opinii, plotek jakie krążą wokół mojej osoby.

Czegóż to ja się nie dowiedziałem. Ano tego, że z „Bieszczadzkiej" przenoszę się do dawnej „Rukoli", że nie płacę wynagrodzenia pracownikom, że bije uczestników dyskotek w restauracji, że serwuje dziewczynom tabletki gwałtu, że za swoje niecne czyny poszedłem siedzieć do przysłowiowego pierdla, no i rzecz jasna jestem totalnym bankrutem itp., itd. Zastanawia mnie kto w takie pierdoły wierzy. Widać są tacy skoro plotka krąży.

Ciężko mi rozczarować to grono „wierzących", bo prawda jest zupełnie inna. Zresztą „wierzących" nie interesuje żadne wyjaśnienie. Już w tydzień po uruchomieniu restauracji grono „przyjaciół" moich i żony dawało nam trzy miesiące do bankructwa. Tymczasem musieli czekać pięć lat, a bankructwo nie przyszło. Restauracja i hotelik zostały wprawdzie zamknięte, ale przyczyną nie było bankructwo a jedynie efekt głębokich przemyśleń.

Tak naprawdę firma działała na normalnych zasadach zaledwie niespełna dwa lat. Potem nadszedł COVID i to praktycznie na całe dwa lata jakby tego było mało tuż po wygaśnięciu epidemii zaczęła się wojna w Ukrainie. Klienci przyjezdni praktycznie zniknęli, a po wybuchu wojny grono tych nielicznych jeszcze się uszczupliło. Dla przyjezdnych Bieszczady to praktycznie też Ukraina.

Przewidzieliśmy to jednak i już rok po przejęciu restauracji rozpoczęliśmy produkcję artykułów spożywczych. Były to różnego rodzaju pierogi, kapuśniaki, krokiety, gołąbki, uszka oraz słodkie rogaliki. W szczytowym momencie produkcja dawała blisko siedemdziesiąt procent obrotów. Resztę stanowiły obiady abonamentowe, z których korzystało wierne grono zaprzyjaźnionych z nami osób. Mieliśmy też sporo stałych smakoszy piwa. Nie wspominam tutaj o hoteliku bo po pandemii praktycznie pokoje stały puste. Zresztą kto kiedykolwiek miał możliwość zajrzeć do tych pokoi to wiedział, że z hotelem nie mają nic wspólnego. Na dodatek hotelik to swoisty ewenement, nie ma przy nim parkingu. Ostatnio wynajmowali pokoje nieliczni goście dyskotekowi, a stan w jakim pokoje zostawiali wołał o pomstę do nieba. Znaleźli się też biegli menele, którzy popodrabiali klucze do pokoi i na swój sposób z nich korzystali. Owocem ich pobytu były poprzepalane instalacje, brak trzech telewizorów.

Organizowaliśmy też dyskoteki. Przyznam, że przez pierwsze dwa lata mieliśmy niezmiennie pełne sale, w tym także najbardziej cenionych uczestników tych 40+. Bywało tak, że już około 22,00 drzwi wejściowe musieliśmy zamykać. Epidemia załatwiła sprawę, dyskoteki się skończyły. Ponowne ich uruchomienie nastąpiło po prawie dwurocznej przerwie. Niestety zmienił się przekrój klientów. Z tych 40+ zostało tylko marzenie, przeważać zaczął klient 18+ z kasą w wysokości 10 zł - drobnymi w kieszeni - i z zapasowym alkoholem za pasem.

Skłamałbym gdyby mówił, że byli tylko tacy, na imprezy przychodziło też mnóstwo fantastycznych młodych ludzi nie tylko z Ustrzyk. Pozostało mi z tego czasu sporo spostrzeżeń. Pierwsze dotyczyło ochroniarzy. Na samym początku był jeden, w eleganckim garniturze, nie rzucający się w oczy. Budził podziw u pań i respekt u panów. Później było gorzej. Ochroniarze po akcji wyprowadzenia rozrabiającego napotykają na jego reakcję bo przecież po kilku głębszych każdy staje się „Rambem". Najspokojniej był wtedy gdy nie było żadnego ochroniarza, zaś napiętą sytuację rozładowywało się przerywając muzykę i prosząc przyjaciół rozrabiającego o jego uspokojenie. Dopiero potem muzyka grała dalej.

 Powiększ

Rok 2022 kończył się zapowiedziami totalnych podwyżek. Chodziło o ceny ogrzewania, ciepłej i zimnej wody, prądu, wywozu śmieci, rzecz jasna miesiąc w miesiąc rosły też ceny artykułów spożywczych i alkoholu. Od pewnego czasu stałem się emerytem z emeryturą pozwalająca na spokojne życie bez wyrzeczeń, głowę zaś zaprzątała myśl, że to ostatnie lata w miarę sprawnego życia i nie warto ich tracić na zarobienie kilkudziesięciu tysięcy zł miesięcznie, które pokryją jedynie koszty prowadzenie działalności. Stąd decyzja o zamknięciu działalności.

Złożyłem u właściciela budynku propozycję prowadzenia restauracji, ale bez hotelu - lub jak ja go określałem - „schroniska dla ubogich", ale spotkało się to z odmową. Tym samym od trzech miesięcy prowadzę spokojne emeryckie życie, a wolny czas zabijam między innymi powrotem do pisania.

Tymczasem miasto ma ponownie komentować działania mojego sympatycznego, młodego, pełnego zapału następcy. Otóż wiedzący wszystko lepiej komentatorzy twierdzą, że nowy dzierżawca ma wpompować w restaurację i hotelik 50 milionów zł, zaś każdy z pokoi hotelowych wyposażyć w łazienkę i ubikację. Jak się słyszy te bezgraniczne bzdury, ręce opadają. Wszak właściciel obiektu sprzedałby go za około 3 miliony zł, zaś większość hotelowych pokoików jest tak mała, że montując tam łazienki i ubikacje brakło by miejsca na łóżka. Na dodatek z jednej z dwóch stron hotelowego korytarza nie ma technicznych możliwości doprowadzenia wody, bez rujnowania stropu restauracji.

Wiem, że słowa pisane powyżej nie na wiele się zdadzą, ale jeśli po ich przeczytaniu choć jedna osoba przestanie powtarzać te kretyńskie rewelacje, to już będzie jakiś sukces.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u