[10/167] Promujmy wspólnie Bieszczady jako góry rodzinne

Drukuj
Dodano: niedziela, 14 luty 2016

O bieszczadzkich problemach z Posłem na Sejm RP Bogdanem Rzońcą rozmawia Marian Mazurkiewicz.

Powiększ

Marian S. Mazurkiewicz: Panie Pośle, gdzieś słyszałem, że Pana marzeniem jest samodzielne latanie szybowcami, a w związku z tym: czy nauczył się Pan latać szybowcem?

Bogdan Rzońca: (śmiech) Niestety nie. Po kilku lotach szybowcem w Bezmiechowej z instruktorem miałem dużo zapału i chciałem latać, ale zabrakło czasu na naukę.

M. S. M.: Kim Pan jest i skąd do nas przychodzi?

B. Rz.: Mam 54 lata, żonę, dwie córki i troje wnucząt. W przeszłości pełniłem funkcje wojewody krośnieńskiego, marszałka i wicemarszałka województwa podkarpackiego, obecnie jestem posłem Na Sejm RP z ramienia PiS. Każdą wolną chwilę spędzam od lat w Bieszczadach, jak chociażby niedawno – z wnuczkami i żoną.

M. S. M.: Teraz poważnie – Bieszczadzka organizacja Prawa i Sprawiedliwości postawiła na Pana w tych wyborach. Kandydował Pan stąd, jaki będzie Pana udział w rozwiązywaniu bardzo trudnych problemów Bieszczadów, myślę np.: o ochronie zdrowia w powiecie bieszczadzkim.

B. Rz.: Obowiązujący obecnie system się nie sprawdził – to oczywiste. Potrzeba funkcjonowania szpitali w tzw. pierwszej grupie referencyjnej udzielającej świadczeń zdrowotnych w czterech podstawowych specjalnościach medycznych: chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, położnictwa i ginekologii, pediatrii oraz anestezjologii i intensywnej terapii w powiecie staje się oczywistością.

M. S. M.: W programie PiS zaznaczane są radykalne zmiany, a na ile to winno poprawić sytuację bieszczadzkiej służby zdrowia?

B. Rz.: Każdy wie, że bez dobrej opieki medycznej w Bieszczadach nie rozwinie się przemysł turystyczny. Radykalne, czyli dobre dla pacjentów zmiany, według PiS, polegać mają na poprawie dostępu do usług medycznych, na likwidacji "państwa w państwie", czyli takiego działania Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia, który powoduje, że kontrakty ze szpitalami budzą zastrzeżenia, a to utrudnia dostęp do leczenia chorym. Chcemy, żeby to się zmieniło i wiemy jak to zrobić. Powiat bieszczadzki musi mieć dobry szpital.

M. S. M.: W Bieszczadach i przyległym regionie, co jakiś czas powstaje swoisty konflikt pomiędzy organizacjami ekologicznymi, a organizacjami gospodarczymi czy Lasami Państwowymi. Wiem, że temat jest trudny, wszystkie argumenty są do przyjęcia, ja jednak odnoszę wrażenie, że człowiek tu żyjący, staje się nie podmiotem, a przedmiotem w tym sporze, czy wręcz pomijane są jego istotne argumenty. Często argumenty ekobiznesu stają się priorytetem dla rządzących. Pytanie jest proste: jakie jest Pana stanowisko w tej sprawie?

B. Rz.: Proponuję w tej sytuacji, by wszyscy cofnęli się o krok, spojrzeli na szansę, jaką dają im Bieszczady. Chcę włączyć się w godzenie różnych interesów instytucji tu działających. Zakładam, że warunkiem wstępnym każdego, kto chce pomóc Bieszczadom, musi być taka postawa, która łączy racje biznesowe i ekologiczne. Postawa: "tylko biznes" lub "tylko ekologia" jest szkodliwa dla ludzi tu mieszkających i tych tu przyjeżdżających.

M. S. M.: Jeszcze w tej sprawie: w 2013 roku w jednym z wywiadów powiedział Pan, że promując Euroregion Karpacki, należy opracować wspólną strategię, która pogodzi interesy wszystkich stron: i ochrony środowiska i mieszkańców. Takiej strategii – odnoszę wrażenie – nie ma. Działania prowadzone są chaotycznie. Unia Europejska nie realizuje na razie żadnego programu i dotacji dla Karpat. Czy można liczyć na lobby z Pana strony w kierunku opracowania takiej strategii, jeśli nie dla Karpat, to tego zakątka Polski?

B. Rz.: Jestem realistą. W Europie z samymi Bieszczadami się nie przebijemy, musimy je promować w ramach Karpat. Dlatego za totalną porażkę obecnej ekipy politycznej uważam zaprzepaszczenie szansy, podczas polskiej prezydencji w UE, na stworzenie Programu dla Karpat. Zyskałoby na tym 7 krajów karpackich, w tym Polska i Bieszczady. Obiecuję, że wspólnie napiszemy realistyczną Strategię dla Bieszczadów. Proszę trzymać mnie za słowo.

M. S. M.: Dużo się mówi o ludziach, którzy wyjechali "za chlebem" z Polski. Jest Pan historykiem, w związku z tym nie muszę wskazywać, że elementami napędowymi gospodarujących tu ludzi była kiedyś odnoga „bursztynowego
szlaku", później budowa kolei. Dziś to Lasy Państwowe i związana z tym wielofunkcyjna gospodarka leśna prowadzona w Bieszczadach, turystyka i agroturystyka, a mimo wszystko wskaźnik bezrobocia w Bieszczadach jest wysoki. Czy znajdziemy jakieś lekarstwo, no może lobby, które będzie lokomotywą rozwoju regionu? Coś takiego, co pozwoli wrócić młodym ludziom do domu, tu dalej żyć, pracować i rozwijać się? Można do tego wykorzystać pozostałości po PPD.

B. Rz.: Opowiadam się za takim rozwojem Bieszczadów, którego ,,bursztynem" będą mieszkańcy Bieszczadów. To przy ich aktywności ekolodzy, biznesmeni powinni mieć warunki do pielęgnowania i promowania Bieszczadów, jako np. Gór Rodzinnych. Są już dobre przykłady sukcesów, czyli jak to się mówi, „kół napędowych" rozwoju tego terenu. Będąc w Bieszczadach pokazałem moim wnuczkom dzikie i domowe zwierzęta, góry i zalew soliński, żaglówki i trasy rowerowe. I co ciekawe, domowe jedzenie, takie jak u babci.

M. S. M.: Na koniec - co chciałby Pan powiedzieć czytelnikom "Naszych Połonin"? Tak po prostu od siebie.

B. Rz.: Pozdrawiając czytelników "Naszych Połonin" proszę, by pomagali promować Bieszczady jako miejsce "Gór Rodzinnych".

M. S. M.: Dziękuję za rozmowę.

Udostępnij na Facebooku

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u