[4/171] 25. rocznica przemiany pomnika wdzięczności Armii Radzieckiej w pomnik Żołnierza Polskiego

Drukuj
Dodano: czwartek, 28 lipiec 2016

Pierwotnie pomnik w ustrzyckim parku był pomnikiem wdzięczności Armii Radzieckiej. Kto wpadł na pomysł przekształcenia go w pomnik pamięci Żołnierza Polskiego?

Powiększ

 

Zacząć trzeba od początku. Jest wiosna roku 1989 i tak jak w całym kraju w Zarządzie Budownictwa Leśnego w Ustrzykach Dolnych powstaje Solidarność. Zostaję wybrany przewodniczącym Związku, który był chyba największym na terenie Bieszczadów. Do dziesięcioosobowej Komisji Zakładowej Solidarności powołany został inż. Kazimierz Śmigielski, który był w ZBL-u projektantem na potrzeby budownictwa. Śmigielski był wielkim patriotą i zawsze stawał na wezwanie Ojczyzny. W czasie jednej z rozmów pojawił się temat, że widomym znakiem okupacji sowieckiej w naszym mieście jest pomnik wdzięczności Armii Radzieckiej. Powstał wtedy pomysł usunięcia tego pomnika. Ponieważ wcześniej zaplanowałem kilku miesięczny wyjazd do Francji Śmigielski postanowił rozpocząć prace samodzielnie. Tego planu nie udało mu się zrealizować. Po półtora rocznym pobycie w Paryżu w 1991 roku odwiedziłem Śmigielskiego w jego pracowni. Był zniechęcony i niechętnie rozmawiał na temat pomnika. Przekonywałem Śmigielskiego, że teraz mam czas i plan ten należy zrealizować. Postanowiliśmy w końcu wybudować nowy pomnik w tym samym miejscu. O przekształceniu pomnika nie może być mowy ponieważ w tym, który wybudowaliśmy niema nawet pyłku z poprzedniego. O wielu sprawach związanych z tym dziełem trudno jest mówić w skrócie a o niektórych być może nie powinno się mówić nigdy. Na przykład dlaczego umieściliśmy na cmentarzu krzyż na początku głównej alei, na którym widnieje napis cyt. z pamięci „tym, którzy polegli za wolność Ojczyzny...”. Niezbyt wychowawcze byłoby opowiadać jak „wysadziliśmy” w powietrze, w centrum miasta stary pomnik. Albo jakie opinie tworzyli o nas przeciwnicy bo i tacy ludzie też byli.

Wiesław Stebnicki - Czy prace rozpoczęto za zgodą jakiegokolwiek urzędu?

Jan Kot - Zdawaliśmy sobie sprawę, że zwrócenie się o zgodę do właściwych urzędów może nasz plan zniszczyć. Proszę pamiętać, był to 1991 rok. Nowa władza jeszcze nie okrzepła a poprzednicy wciąż mieli duże wpływy. Postanowiliśmy nikogo nie pytać. Byliśmy chyba jednym z pierwszych jeśli nie pierwszym miastem w Polsce, które usunęło symbol sowieckiej okupacji. W tym roku mija 25 lat od tamtych wydarzeń, ale też w tym roku dopiero doczekaliśmy się ustawy o usuwaniu symboli komunizmu.

W.S. - Kto wykonał projekt pomnika i kto go akceptował?

J.K. - Cały projekt techniczny był dziełem inż. Śmigielskiego, ale szczegóły projektu omawialiśmy wcześniej we dwóch. Urzędowej akceptacji nie było. Największe dyskusje dotyczyły orła. Zwróciłem się z prośbą o wykonanie projektu do pani Marioli Pęzioł. Wiedziałem, że skończyła Akademię Sztuk Pięknych. W rozmowie okazało się, że ukończyła malarstwo i nie czuje się dobrze w rzeźbie, ale powiedziała, że porozmawia ze Staszkiem Leszegą, który właśnie jest specjalistą w tej dziedzinie. Staszek Leszega wykonał projekt w modelinie, który mnie się podobał. Jednak Śmigielski szukał jeszcze czegoś doskonalszego. Spędziliśmy wiele godzin na przeglądaniu zdjęć innych pomników z orłami i zdjęć samych orłów. W tej sprawie doszło do poważnego sporu. Ostatecznie projekt i wykonanie jest wyłącznie Śmigielskiego. Orzeł został wykonany z najdrobniejszymi szczegółami prawdziwego ptaka z pozostałości blachy miedzianej, z której został wykonanych dach kościoła św. Józefa Robotnika w Ustrzykach.

W.S. - Kiedy rozpoczęły się prace budowlane i jak one wyglądały?

J.K. - Pierwsze prace rozpoczęły się wiosną 1991 roku. Zaczęliśmy od budowy wysokiego ogrodzenia, pomieszczenia na narzędzia i schronienia. Rozpoczęły się prace przy wyburzeniu starego pomnika. Nie wiedzieliśmy, że beton, z którego jest wykonany ma moc naprawdę radziecką. Taką samą moc miała podstawa o średnicy kilku metrów i grubości ok. 1 metra. Na takim fundamencie można by posadowić chyba duży dom. Ponieważ moja znajomość budowlanki była niewielka postanowiliśmy podzielić zajęcia. Ja miałem rozkuć stary pomnik i podstawę, zdobyć środki na budowę, wykonać wszystkie prace pomocnicze itp. Już po pierwszych uderzeniach młotem zdałem sobie sprawę, że mogę być ostatnią ofiarą stalinizmu. Beton nie dało się kruszyć. Wtedy postanowiliśmy całość wysadzić materiałem wybuchowym. Wszystko zostało usunięte do żywej ziemi. Duże odłamy betonu rozkruszyłem młotem i to zostało umieszczone jako podłoże w strefie wejściowej ale nie w pomniku. Śmigielski zajmował się w tym czasie przygotowaniem kamienia. Kamień pochodził z kamieniołomu w Rabem koło Baligrodu. Kształt kamienia musiał być starannie dobrany zgodnie z projektem. Niektóre głazy ważą ok. tony. Wszystkie prace montażowe wykonane zostały bez użycia dźwigu. Stosowaliśmy proste narzędzia, które wykonaliśmy sami, jak dźwignia czy tzw. bloczek. Sporadycznie prosiliśmy kogoś do pomocy. Ale chętnych nie było wielu. Taka budowa wymaga cierpliwości. To nie dom, gdzie układa się cegłę na cegle. Na pamiątkę jak był budowany pomnik pozostawiliśmy grubą linę, której krótki odcinek znajduje się do dziś w tylnej części pomnika. Dramatycznie było przy końcu budowy. Zmęczenie wielomiesięczną pracą dawało się we znaki. ZBL, gdzie obydwaj byliśmy zatrudnieni został postawiony w stan likwidacji. Byłem przewodniczącym Solidarności. To wymagało mojego udziału w rozmowach z RDLP w Krośnie o losach firmy. Ale to już inna bardzo ważna historia, o której być może Nasze Połoniny zechcą kiedyś napisać.

W.S. - Co spowodowało, że po powrocie z Francji zainwestowałeś w pomnik sporo pieniędzy i własnej pracy?

J.K. - W moim rodzinnym domu zawsze o sprawach Ojczyzny mówiło się z szacunkiem. Od najmłodszych lat wiedziałem o Katyniu i innych ważnych sprawach, o których czasem mówiło się wtedy z ciszonym głosem z obawy przed donosicielami. Takie były czasy. Z Francji wróciłem z doświadczeniem, które w kraju nie sposób było zdobyć. Przywiozłem jak na tamte czasy sporo pieniędzy. Sprawa usunięcia pomnika była dla mnie oczywista. Nie mogę powiedzieć, że to była inwestycja. Pracowaliśmy z poświęceniem każdy wolny dzień, każde popołudnie po pracy i w urlopy. Wracaliśmy do domów tak zmęczeni, że nie chciało się jeść. Początkowo ustaliliśmy, że nie będziemy nikogo prosić o pieniądze i sfinansujemy budowę sami. Moich kilkaset dolarów i podobna kwota inż. Śmigielskiego okazały się kroplą w morzu potrzeb. W pewnym momencie rozpoczęto nawet zbiórkę pieniędzy na pomnik. Lista ofiarodawców drukowana była w Gazecie Bieszczadzkiej. Nie było innego wyjścia. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady. Moim zadaniem było m.in. zdobyć środki na kontynuowanie prac. Wiele też starań czynił inż. Śmigielski. Redakcja Gazety Bieszczadzkiej od początku przyjęła patronat medialny. Zostały wydrukowane cegiełki i każdy darczyńca otrzymywał podziękowanie w Bieszczadzkiej. Pomoc finansową udzieliła m.in. jednostka wojskowa w Kwaszeninie i Urząd Miasta. Byli też darczyńcy indywidualni. Były to jednak kwoty niewielkie.

W.S. - Kto jeszcze twoim zdaniem mocno zaangażował się w budowę pomnika?

J.K. - Od początku chciałem, aby został powołany komitet, który byłby złożony z szanowanych obywateli naszego Miasta. Ale Śmigielski nie był zwolennikiem tej koncepcji i uważał, że poradzimy sobie sami. Zdanie zmienił kiedy zaczęły się różne dziwne interwencje. A to miłośnicy przyrody przyszli oburzeni, że do drzewa przymocowaliśmy element ogrodzenia, a to policja, że nasze samochody stoją nie prawidłowo itp. Śmigielski pokazywał mi też brzydki anonim, który otrzymał pocztą. Po kilku tygodniach sam doszedł do wniosku, że powołanie komitetu jest konieczne. Powstał Społeczny Komitet Budowy Pomnika i na pierwszym zebraniu jednogłośnie wybrano mnie przewodniczącym. Skarbnikiem został prof. Pitera, który bardzo skrupulatnie prowadził księgowość. Znane nazwiska członków komitetu bardzo nam pomogły. Jak wspomniałem wcześniej chętnych do pracy fizycznej nie było. Być może nie wszyscy jeszcze wierzyli, że wojska Rosyjskie opuszczą Polskę.

Powiększ

W.S. - Kiedy nastąpiło uroczyste otwarcie i czy brałeś w nim udział?

J.K. - W trudzie prowadzone prace były mocno zaawansowane, gdy któregoś dnia inż. Śmigielski wspomniał, że jego brat Adam Śmigielski, który był księdzem, otrzymał decyzją Jana Pawła II nominację na biskupa. Uznaliśmy, że jest to osoba godna poświęcenia pomnika. Ksiądz zgodził się pomnik poświęcić. Gotowa była część główna pomnika ale bez orła na szczycie. Kończyliśmy pracę przy cokołach i strefie wejściowej. Zaawansowane były prace przy tarasie widokowym od strony dzisiejszego pasażu. Nie wiem dlaczego taras ten obecnie jest częścią ogródka piwnego. Chcieliśmy, aby mieszkańcy i turyści mogli spojrzeć na park i pomnik z tego tarasu. Pracy było jeszcze dużo ale wiedzieliśmy, że po objęciu urzędu ksiądz Adam może nie mieć czasu. W umówionym dniu na placu budowy zebrali się członkowie Komitetu w oczekiwaniu na ks. Biskupa nominata. Czas oczekiwania przedłużał się więc inż. Śmigielski otworzył uroczysty akt erekcyjny, który sporządził na pięknym papierze z wpisem, z charakterystycznymi odręcznymi literami. Treść ogólnie ustaliliśmy wcześniej. Podpisy złożyli członkowie Komitetu. Kiedy przypadła moja kolej na złożenie podpisu przeczytałem treść. To co przeczytałem zdenerwowało mnie do tego stopnia, że odmówiłem złożenia podpisu. Sprawy tej nie chcę wspominać szczegółowo ale dotyczyło to historii budowy pomnika. Zaczęto mnie prosić bym złożył podpis gdyż lada chwila przyjedzie ksiądz. W końcu, aby nie doszło do skandalu złożyłem podpis. Akt został umieszczony w szklanej butli i do eleganckiego etui. Od podstawy, gdzie znajduje się orzeł aż poniżej poziomu fundamentu pomnika znajduje się otwór i tam opuszczono całość. Ja po tym, mocno zdenerwowany, pod pozorem pilnych spraw osobistych wyjechałem. Ksiądz biskup nominat przyjechał i pomnik poświęcił. Było jeszcze jedno wydarzenie, które urasta do symbolu. W 1966 r. w czasie obchodów kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego śmiertelnie zasłabł przy pomniku ks. Antoni Kołodziej.

W.S. - Dziś pomnik ten to ostatni element wielkich państwowych uroczystości. Tu finalnie składają wieńce i wiązanki kwiatów urzędy i przedstawiciele partii politycznych. Odbierasz to jako swoiste wynagrodzenie za swoją prace i finansowy wkład?

J.K. - Staram się być obecnym w czasie uroczystości ale nie biorę aktywnego udziału. Cieszę się, że mieszkam w mieście, w którym nie ma symboli okupacji. Kiedy żył Kazimierz Śmigielski składał kwiaty jako ostatni z biorących udział w uroczystościach. Być może kiedyś do tego zwyczaju i ja powrócę. Na pewno dużą nagrodą dla mnie było skierowanie wniosku przez Prezesa IPN do Prezydenta RP o nadanie mi Krzyża Wolności i Solidarności. Odznaczenie to otrzymałem w 2012 r. za całość działań dla niepodległości Polski. Odznaczenie to cenię sobie tak jakbym otrzymał Order Orła Białego. Władze Miasta nie miały potrzeby do tej pory ze mną rozmawiać na ten temat.

W.S. - Pomnik z latami niszczeje. To widać. Jak myślisz, miasto znów czeka na czyn społeczny by pomnik odnowić?

J.K. - Tak. Pilnie należy przeprowadzić prace konserwacyjne. Nastąpiły ubytki i powstały szczeliny w spoinach pomnika i cokołach. W złym stanie jest strefa wejściowa. Nie wiem dokładnie w jakim stanie jest orzeł ale widać uszkodzenie skrzydła i inne drobne uszkodzenia. Ewentualna konserwacja orła wymagać będzie znawcy tematu. Czekać nie można.

W.S. - Czy gdyby zaistniała ponownie potrzeba upamiętnienia jakiegoś ważnego dla miasta wydarzenia włączyłbyś się ponownie w takie działanie. Czy w ogóle ktoś mógłby się włączyć w takie działania w dzisiejszym zmaterializowanym świecie?

J.K. - Świat obecny nie jest zły. Ważne byśmy młodym ludziom przekazywali wartości, które nam Polakom były zawsze bliskie. Patriotyzm. Czasem rozmawiam z uczniami naszych szkół. Nie wiele wiedzą o historii miasta a prawie nic o tej po 1980 roku. Ustrzyki mają dobrą historię. Pytanie co na to nauczyciele? W ubiegłym roku oglądałem wystawę w Bibliotece Miejskiej, przedstawiono tam dużo spraw historycznych i dzisiejszych. Wiele zdjęć było dobrze opisanych. Zdjęcie pomnika było opisane krótko. Pomnik w rynku. Nie znalazłem też w internecie choćby krótkiego opisu dot. pomnika. Dzisiaj mam 25 lat więcej od tamtych wydarzeń ale jestem społecznie aktywny. Jestem też jedynym żyjącym uczestnikiem tej budowy od początku do końca. Gdyby zaistniała potrzeba stawiłbym się na wezwanie Ojczyzny i jestem przekonany, że wielu innych także. Korzystając z tej okazji chciałbym podziękować Naszym Połoninom za to, że piszą również o sprawach, które są mało znane, ale ważne dla historii.

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#1 a to ciekawe 2016-07-29 18:52
Dzieło piękne ale historia nie znana.
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u