[4/181] Rolą Ratownictwa Medycznego nie jest leczenie... – mówi Piotr Hołubowski

Drukuj
Dodano: niedziela, 28 maj 2017

Jednym z tematów, które budzą wiele kontrowersji, dyskusji i wątpliwości dotyczą reorganizacji Ratownictwa Medycznego. W tej sprawie poprosiliśmy o rozmowę Piotra Hołubowskiego, który jest Koordynatorem Działu Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Samodzielnym Publicznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Ustrzykach Dolnych.

Powiększ

Nasze Połoniny - Waszą służbę ludzie znają bardziej, jako „Pogotowie Ratunkowe" teraz jesteście „Ratownictwem Medycznym", co spowodowało te zmiany i jak one wpłynęły na warunki waszej pracy?

Piotr Hołubowski - Tak, dzisiejsze Ratownictwo Medyczne to efekt dynamicznych zmian systemowych ostatnich kilkunastu lat. Zmian podyktowanych pilną potrzebą dostosowania tej służby do aktualnych potrzeb. Przypomnę, że jeszcze niedawno w karetkach pogotowia jeździł kierowca, niemający żadnego przygotowania medycznego, sanitariusz po krótkim kursie pierwszej pomocy, którego rolą było noszenie walizki z lekami za lekarzem, oraz lekarz który wsiadał do karetki według kolejki, która przesuwała się w miarę odbieranych przez dyspozytora telefonów. Niezależnie od przypadku mógł to być ginekolog, okulista, laryngolog, dermatolog itd., albo wręcz młody lekarz tuż po studiach. Jeśli zdarzyło się, że karetka została wezwana do porodu i przypadkowo na kolejce był ginekolog to super, ale niestety w innym zakresie pacjent zdany był na loterię. Współczesne Ratownictwo Medyczne to doskonale wyszkolony personel, wyspecjalizowany w szeroko pojętej Medycynie Ratunkowej. To ludzie, którzy odbiorą poród w karetce, rozpoznają zawał czy udar, obniżą ciśnienie, ale również wykonają defibrylację przy zatrzymaniu akcji serca itd. Należy mocno podkreślić, że rolą Ratownictwa Medycznego nie jest leczenie, a niesienie pomocy medycznej pacjentom w stanie nagłego zagrożenia zdrowia i życia oraz jak najszybsze przewiezienie ich do szpitala w celu dalszej diagnostyki.

NP - Jak zmieniły się warunki lokalowe?

P. H. - Warunki lokalowe to jakby osobny temat (uśmiech). W 2011 roku zacząłem pełnić funkcję koordynującą. Wtedy jeszcze pomieszczenia socjalne Działu Ratownictwa Medycznego były w suterenach naszego szpitala tuż pod blokiem operacyjnym, gdzie w trzech pomieszczeniach mieliśmy dyspozytornię, szatnię dla ponad czterdziestu osób, kuchenkę, a jednocześnie dyżur pełniło tam 10 osób (uśmiech). W tym czasie jeszcze tabor ustrzyckich karetek nie miał garaży, auta stały „pod chmurką". Proszę sobie wyobrazić „szybki" wyjazd przy 20 stopniowym mrozie, gdzie cała elektronika medyczna odmawiała posłuszeństwa, zastrzyki które chciało się podać pacjentowi trzeba było najpierw ogrzać w dłoniach, a same karetki ciągaliśmy „na smyka" bo nie paliły... Dlatego w 2012 r. zorganizowałem I Piknik Ratownictwa Medycznego w Ustrzykach Dolnych, na którym zebraliśmy środki, które wystarczyły na zbudowanie czterostanowiskowego garażu dla naszych karetek. Chcę przypomnieć że była to oddolna inicjatywa grupy naszych Ratowników, którzy w swoim wolnym czasie, swoim sprzętem i niejednokrotnie współfinansując zakupy materiałów, postawili te garaże.

NP - ...a wyposażenie w sprzęt?

P. H. - Współczesne Ratownictwo Medyczne swoje działania opiera na aktualnej wiedzy z wielu dziedzin medycyny takich jak np. pediatria, neurologia, kardiologia, chirurgia urazowa, farmakologia, itd. Nasza wiedza to również obsługa nowoczesnego sprzętu, jakim dysponujemy. Dzisiaj Ratownik Medyczny po wykonaniu elektrokardiogramu może wysłać go tzw. teletransmisją do Centrum Interwencji Sercowo – Naczyniowych w Sanoku, gdzie po kilkunastu sekundach lekarz kardiolog konsultuje zapis EKG i decyduje o dalszym postępowaniu. W kilku karetkach mamy bardzo nowoczesny sprzęt do kompresji klatki piersiowej, który jak mówi producent „zastępuje jednego ratownika...". Jest to faktycznie nieoceniony sprzęt, który przydaje się przy długotrwałej resuscytacji krążeniowo-oddechowej. W tym kontekście można by jeszcze powiedzieć o nowoczesnych defibrylatorach, respiratorach, plecakach – pediatrycznym, opatrunkowym, ambulatorium, ssaku i jeszcze wielu innych nowoczesnych sprzętach. Powiem, że tylko medyczna część karetki wraz ze sprzętem to koszt około 300 tys. zł. Wszystko fajnie no prawie..., bo sprzęt potrzebny do jednej „poważniejszej" akcji to często 50-70 kg. plus nosze, deska ortopedyczna czy krzesełko kardiologiczne, z którym trzeba wbiec na 4 piętro, albo w trudny – leśny teren. W drodze powrotnej do wagi trzeba doliczyć pacjenta na noszach... a nasze zespoły „P" są dwuosobowe.

NP - Kto to są dzisiaj Ratownicy Medyczni i jaki reprezentują poziom wiedzy medycznej?

P. H. - Pierwotnie zawodu tego uczono w dwuletnich szkołach pomaturalnych, ale to już historia, ponieważ kilkanaście lat temu utworzono osobny kierunek „ratownictwo medyczne" i dziś kształcenie Ratowników odbywa się wyłącznie w ramach studiów wyższych. Ponadto ratownik medyczny zobligowany jest ustawowo do ciągłego kształcenia się. Efekt jest taki, że w Zespołach Ratownictwa Medycznego pracują profesjonaliści, którzy mają aktualną wiedzę z szerokiego zakresu medycyny ratunkowej.

NP - Wróćmy na chwilę do Waszych inicjatyw pozazakładowych. Pomarańczowe stroje znane są również z pikników organizowanych w „Parku pod dębami", podczas, których organizowaliście występy i uczyliście udzielania pierwszej pomocy. Jaki był cel organizacji zbiórek pieniędzy podczas tych imprez?

P. H. - Tak – zorganizowaliśmy w sumie trzy pikniki przez kolejne trzy lata oraz kilka mniejszych akcji – zbierając fundusze na garaż i dosprzętowienie karetek. Ale chodziło nam również o coś więcej... Na każdej imprezie organizowaliśmy pokazy ratownictwa oraz szkoliliśmy społeczeństwo w zakresie pierwszej pomocy. W naszych akcjach „Uratować każdy może", oraz „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat", przeszkoliliśmy kilkaset osób z terenu powiatu bieszczadzkiego.

NP - Budowaliście sami te garaże, ale wiem, że mieliście z nimi problemy, wiem, że te same garaże budowaliście dwa razy. Pytam oto tylko, dlatego, że przychodziliście do tej pracy w wolnym czasie, zostawialiście rodziny, bo trzeba było coś zbudować dla siebie dla swego miejsca pracy, a budowa dotyczyła zabezpieczenia pojazdów przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Nie zniechęciło Was to, że trzeba było rozebrać tylko po to by wybudować na nowo?

P. H. - Akcja rozbierania garaży i odbudowy po kilku dniach świadczy z jednej strony dobrze o ustrzyckich ratownikach, ich determinacji, altruizmie i oddaniu szpitalowi, a z drugiej strony... Ktoś podstawił nogę, ktoś inny nie podał ręki... Zostawmy to...
Garaże odbudowaliśmy – morale nie...

Powiększ

NP - No tak, a potem jeszcze przyszła powódź i...

Powiększ

P. H. - Dla nas był to gwóźdź do trumny... powódź zalała i całkowicie zniszczyła pomieszczenia, w których stacjonowaliśmy. Wszystkie meble, szafki ubraniowe, część sprzętu i sortów mundurowych nadawała się do śmietnika. Nasze garaże i parkingi były całkowicie zalane i zamulone.. Na domiar złego, nikt nie przewidział miejsca do którego można by było nas przenieść- bo po prostu w szpitalu nie było wolnych pomieszczeń. A przecież naszej działalności nie można było zawiesić... I tutaj znów ratownicy wzięli sprawy w swoje ręce. Najpierw w blisko całonocnej akcji wynieśli z powodzi to co najważniejsze: komputery, sprzęt teleinformatyczny, radiostacje i całe archiwum. Do rana pozostawaliśmy wszyscy w gotowości gdyż istniało realne zagrożenie ewakuacji szpitala. Potem jeszcze przez kilka dni sprzątaliśmy obejście szpitala, malowaliśmy szafki na ubrania – jednocześnie koczując w różnych kątach szpitala. Kiedy zapadła decyzja, co do nowego miejsca stacjonowania pogotowia, okazało się że najpierw trzeba zrobić tam generalny remont. Za własne pieniądze kupiliśmy i wstawiliśmy osiem nowych okien, położyliśmy płytki i panele, odmalowaliśmy pomieszczenia, w których znalazła się dyspozytornia, skład na leki, archiwum, łazienka i pomieszczenia socjalne dla trzech zespołów wyjazdowych.

NP - Wróćmy do Waszej pracy, na waszych zespołach zmieniają się napisy kiedyś była „R-ka", teraz są „P" i „S" proszę ujawnić co one oznaczają?

Powiększ

P. H. - Symbole „P" i „S" to dzisiejsza ustawowa nomenklatura. „S" oznacza specjalistyczny czyli karetka z lekarzem nazywana kiedyś R-ką czyli karetką reanimacyjną, natomiast dzisiejsze „P" to zespół podstawowy, czyli dwóch ratowników medycznych, nazywany w przeszłości karetką „W" czyli wypadkową.

NP - Wasza codzienna praca to ratowanie zagrożonego życia ludzi, wiemy jednak, że często wyjeżdżacie do przysłowiowego bólu głowy. Proszę wyjaśnić, co to jest „Ratownictwo Medyczne"? Kiedyś mówiło się o konsekwencjach nieuzasadnionego wezwania, jak to jest dzisiaj?

Powiększ

P. H. - Nieuzasadnione wezwania to faktycznie zmora ratownictwa. Niestety nazbyt często wyjeżdżamy do pacjentów, którzy powinni być objęci podstawową opieką zdrowotną-, bo jak nazwać ból w klatce piersiowej, który okazuje się być przeziębieniem od tygodnia? A pacjentka mówi: napiszcie mi jakąś receptę... Mamy również stałych pacjentów, (choć to złe słowo, bo chodzi tu o osoby zdrowe, a przynajmniej na ciele), którzy wzywają do siebie lub swoich nazwijmy to „przyjaciół" karetkę używając zwrotów „nieprzytomny", „bez kontaktu", „nie oddycha" – tak dla hecy, żeby sprawdzić czas reakcji pogotowia. Zespół Ratownictwa Medycznego oczywiście pędzi z narażeniem życia jak na ratunek, bo tego oczekują od nas podatnicy. Tylko, że w tym samym czasie ktoś inny będzie potrzebował naprawdę pomocy i możemy nie zdążyć.

NP - Wszystko to wiąże się z ogromnym stresem, jak Ratownicy z tym sobie radzą? Spotykamy się z informacjami o napadach czy pobiciach Ratowników, czy macie takie przykłady?

P. H. - Stres w ratownictwie był, jest i będzie, bez względu na to jak dobrze jesteśmy przeszkoleni, bo proszę wyobrazić sobie wezwanie w środku nocy pod tytułem „roczne dziecko nie oddycha, bez kontaktu", albo „rodząca bo wody odeszły" gdzieś w głębokich Bieszczadach. Tylko głupiec nie odczuwa lęku. Tyle, że po latach pracy w warunkach podwyższonych emocji, życie w stresie staje się środowiskiem naturalnym (śmiech). Niestety ustawodawca nie przewidział tego, że ratownik może potrzebować wsparcia psychologa po traumatycznym wyjeździe – tak jak to jest w innych służbach mundurowych. A przecież my, na co dzień widzimy wypadki i zdarzenia, których przeciętny obywatel nigdy nie zobaczy (i nie powinien) w całym swoim życiu! Znam ratowników, których obrazy wisielców, których odcinali, pourywanych kończyn i rozlanej krwi prześladują po nocach. To zostaje gdzieś z tyłu głowy. Do tego dochodzą jak Pan wspomniał coraz częstsze akty agresji względem ratowników – również u nas. Wchodzimy w miejsca, z których zdrowo myślący ludzie uciekają. Dorzućmy do tego deprywację snu, nieregularne odżywianie, ponadnormatywne podnoszenie i przenoszenie ciężarów, odpowiedzialność za ludzkie życie, płaca coraz bliższa najniższej krajowej i mamy pełny obraz romantycznego bohatera, jeszcze pasjonata - z poczuciem misji ratowania ludzi. Po kilkunastu latach przychodzi frustracja i wypalenie. Tylko w ostatnich dwóch latach z ustrzyckiego ratownictwa odeszło czterech doświadczonych ratowników medycznych, dwóch z wyższym wykształceniem, a kolejni okresowo najmują się do prac np. w budownictwie i wyjeżdżają za granicę żeby podreperować budżet domowy. W ustrzyckim biurze pracy nie ma podań ratowników medycznych a najbliższa uczelnia medyczna w Sanoku „wypuści" w tym roku jednego ratownika medycznego z naszego terenu!

NP - Od 1 lipca przyszłego roku nastąpi kolejne reorganizacja Ratownictwa Medycznego. W tej sprawie krążą różne opinie i przedstawiane są jakieś rozwiązania. Mówi się, że pozostaje tylko jedna karetka na dwa powiaty, która swą bazę będzie miała w Olszanicy. Jak to wyglądać będzie w Waszym Zespole?

P. H. - Może zacznę od tego iloma karetkami dysponujemy dzisiaj i jaki mamy teren operacyjny. Otóż w tej chwili mamy jedną karetkę „S" z lekarzem która stacjonuje przy ustrzyckim szpitalu i najczęściej dysponowana jest do tych najcięższych zdarzeń. Ponadto mamy 2,5 karetki „P" i jedną w Ustrzykach Dolnych, jedną w Lutowiskach i jedną, a właściwie połówkę w Ustrzykach Górnych. Mówię „połówkę" gdyż jest to kontrakt sezonowy, tj. całodobowo przez trzy miesiące w lecie i trzy miesiące w zimie. Nieco lepsza sytuacja jest w Lesku. Nasi sąsiedzi mają jedną „S", trzy „P" i dodatkowo w okresie letnim karetę wodną w Polańczyku. Propozycja reorganizacji, o której Pan wspomniał, zabiera z Ustrzyk Dolnych karetkę „S", zastępując ją drugą karetką „P" w godzinach od 7.00 do 19.00, a karetkę S z Leska dyslokuje do Olszanicy. Według opinii Wojewody to optymalne rozwiązanie, które poprawi dostępność karetki S z lekarzem mieszkańcom obydwu powiatów.

NP - Kilka dni temu odbyło się w Starostwie spotkanie z Wojewodą Podkarpackim i dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego. Mieliście możliwość porozmawiania z Wojewodą o swoich sprawach w wąskim gronie, co Wam ono dało?

P. H. - Wyraziliśmy swoje obawy dotyczące tych zmian, bo według nas taka dyslokacja wydłuży czasy dotarcia karetek do chorych. Prosiliśmy o ponowne przeanalizowanie propozycji Urzędu Wojewódzkiego z uwzględnieniem rozległości terenu i czasów dotarcia jak również aspektu turystycznego. Zapewniono nas że ta sprawa będzie jeszcze omawiana i analizowana przez najbliższych 16 miesięcy. Do tego czasu mamy zachowane status quo.

NP - Czym dla Pana jest muzyka?

P. H. - Muzyka w kontekście stresu, o który Pan pytał to swoisty „zawór bezpieczeństwa" i to zarówno ta, której słucham jak i ta, którą wykonuję. Ale domyślam się że pyta Pan raczej o moje muzykowanie? (śmiech) W trudnych czasach to sposób na życie i plan „B" który daje możliwość "łatania" dziur budżetowych domowego portfela. Bardzo często prosto z dyżuru jadę na występ... i tu wracamy do problemów deprywacji snu (śmiech) Tak się składa, że ratownicy ustrzyckiego Działu Ratownictwa Medycznego, to również członkowie kilku miejscowych zespołów muzycznych: „Berdo", „Pokolenie", „Rendez–Vous", „Watra". Kto bywał na naszych Piknikach ten zapewne wie że ratownicy „obstawili" cały program artystyczny, dzięki temu nie wydaliśmy ani złotówki na wykonawców. Za to im szczerze dziękowaliśmy.

NP - O Waszej pracy mówi się, że „w nocy nie śpią, by spokojnie spał ktoś", co chciałby Pan przekazać mieszkańcom?

P. H. - To powiedzenie nabiera szczególnego znaczenia, kiedy wszyscy spotykają się np.: przy wigilijnych stołach by rodzinnie spędzić czas z najbliższymi, a my jedziemy na dyżur. Ale cóż taka praca... Ja znając profesjonalizm moich kolegów „po fachu" śpię spokojnie (śmiech).

NP - Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał
Marian S. Mazurkiewicz

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#9 ciekawy 2017-05-30 08:10
Ku gwoli ścisłości: "Azora" można zapiąć na łańcuch, ale co najmniej 3 metrowy! :roll:
Cytuj
#8 Ratownik 2017-05-30 05:59
Cytuję mundurowy:
Cytuję Ratownik:
Cytuję mundurowy:
Panie Piotrze. Proszę nie przesadzać. Wasza praca jest jak każda inna. Znacznie więcej wyrzeczeń związanych z pracą mają strażacy, policjanci, strażnicy graniczni, klawisze i wiele innych nacji mundurowych. Dobrze że waszej pracy nie określił Pan jako służby, bo byłoby to już przegięcie.

Byłem świadkiem, jak "mundurowy" strażak rzygał na widok wytrzebionej ofiary wypadku samochodowego, widziałem też ja zasłabł policaj na widok rodzącej.Będąc na stażu w szpitalu w Sanoku, widziałem jak na widok krwi, zemdlał strażnik więzienny, pilnujący dializującego sie więźnia- w roku 1999. Nikt z nas nie chce "służyć", niesiemy pomoc. Służy tylko Azor przywiązany do budy.

Jakbyś ratowniku od siedmiu boleści nie wiedział, to Azora nie wolno trzymać na uwięzi. Prawo tego zabrania. A swoim głupim postem obrażasz wszystkich mundurowych, którzy SŁUŻĄ. Domniemam, że m.innymi tobie brak wykształcenia, o którym ktoś niżej wcześniej pisał.
Takiego Azora jak ty, to tylko na łańcuch i jeszcze kaganiec na ryj.
Cytuj
#7 mundurowy 2017-05-29 22:06
Cytuję Ratownik:
Cytuję mundurowy:
Panie Piotrze. Proszę nie przesadzać. Wasza praca jest jak każda inna. Znacznie więcej wyrzeczeń związanych z pracą mają strażacy, policjanci, strażnicy graniczni, klawisze i wiele innych nacji mundurowych. Dobrze że waszej pracy nie określił Pan jako służby, bo byłoby to już przegięcie.

Byłem świadkiem, jak "mundurowy" strażak rzygał na widok wytrzebionej ofiary wypadku samochodowego, widziałem też ja zasłabł policaj na widok rodzącej.Będąc na stażu w szpitalu w Sanoku, widziałem jak na widok krwi, zemdlał strażnik więzienny, pilnujący dializującego sie więźnia- w roku 1999. Nikt z nas nie chce "służyć", niesiemy pomoc. Służy tylko Azor przywiązany do budy.

Jakbyś ratowniku od siedmiu boleści nie wiedział, to Azora nie wolno trzymać na uwięzi. Prawo tego zabrania. A swoim głupim postem obrażasz wszystkich mundurowych, którzy SŁUŻĄ. Domniemam, że m.innymi tobie brak wykształcenia, o którym ktoś niżej wcześniej pisał.
Cytuj
#6 Ratownik 2017-05-29 13:42
Cytuję mundurowy:
Panie Piotrze. Proszę nie przesadzać. Wasza praca jest jak każda inna. Znacznie więcej wyrzeczeń związanych z pracą mają strażacy, policjanci, strażnicy graniczni, klawisze i wiele innych nacji mundurowych. Dobrze że waszej pracy nie określił Pan jako służby, bo byłoby to już przegięcie.

Byłem świadkiem, jak "mundurowy" strażak rzygał na widok wytrzebionej ofiary wypadku samochodowego, widziałem też ja zasłabł policaj na widok rodzącej.Będąc na stażu w szpitalu w Sanoku, widziałem jak na widok krwi, zemdlał strażnik więzienny, pilnujący dializującego sie więźnia- w roku 1999. Nikt z nas nie chce "służyć", niesiemy pomoc. Służy tylko Azor przywiązany do budy.
Cytuj
#5 Ratownik 2017-05-29 13:30
Cytuję gość:
Cyt. "Pierwotnie zawodu tego uczono w dwuletnich szkołach pomaturalnych, ale to już historia, ponieważ kilkanaście lat temu utworzono osobny kierunek „ratownictwo medyczne" i dziś kształcenie Ratowników odbywa się wyłącznie w ramach studiów wyższych."
Proszę się wobec tego pochwalić, ilu z ratowników posiada studia wyższe w tym kierunku?

Zapraszamy na dyżurkę ratowników (drzwi obok windy), służymy pełną i wyczerpująca odpowiedzią.
Cytuj
#4 @gość 2017-05-29 13:26
Podobnie jak zawodu pielęgniarki, zawodu ratownika uczono w dwuletnich pomaturalnych. Niestety nie było w latach 90-2000 kierunku licencjackiego. Młodsza generacja ratowników ma wykształcenie wyższe. Trzeba było by znać nastawienie i stosunek do ratowników medycznych w latach 1999-2011, żeby zrozumieć, z jakim trudem musieli zdobywać kwalifikacje, mając przeciwko sobie ówczesną dyrekcję i "układzik" ZOZ-owski. Od roku 1989 praktycznie nikt na poważnie nie traktował pogotowia. Pan Piotr zna te sprawy, ale jest na tyle kulturalny, że woli spuścić zasłonę milczenia, na ten haniebny, dla pogotowia ustrzyckiego czas.
Cytuj
#3 @mudurowy 2017-05-29 13:15
Cytuję mundurowy:
Panie Piotrze. Proszę nie przesadzać. Wasza praca jest jak każda inna. Znacznie więcej wyrzeczeń związanych z pracą mają strażacy, policjanci, strażnicy graniczni, klawisze i wiele innych nacji mundurowych. Dobrze że waszej pracy nie określił Pan jako służby, bo byłoby to już przegięcie.

Panie "mundurowy", jak Panu ktoś kiedyś narzyga na mundur, albo nasra do kieszeni, to Pan zrozumiesz co to za praca.
Cytuj
#2 mundurowy 2017-05-28 20:02
Panie Piotrze. Proszę nie przesadzać. Wasza praca jest jak każda inna. Znacznie więcej wyrzeczeń związanych z pracą mają strażacy, policjanci, strażnicy graniczni, klawisze i wiele innych nacji mundurowych. Dobrze że waszej pracy nie określił Pan jako służby, bo byłoby to już przegięcie.
Cytuj
#1 gość 2017-05-28 19:57
Cyt. "Pierwotnie zawodu tego uczono w dwuletnich szkołach pomaturalnych, ale to już historia, ponieważ kilkanaście lat temu utworzono osobny kierunek „ratownictwo medyczne" i dziś kształcenie Ratowników odbywa się wyłącznie w ramach studiów wyższych."
Proszę się wobec tego pochwalić, ilu z ratowników posiada studia wyższe w tym kierunku?
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u