[6/183] Radni – bezradni?
Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki
Przez wiele lat walczyliśmy o demokratyczne zasady ustrojowe w Polsce. 4 czerwca 1989 roku stał się tą przełomową datą, kiedy na fotelu premiera polskiego rządu zasiadł człowiek opozycji Tadeusz Mazowiecki. Radości było co niemiara. Trwała ona jednak krótko. Po niespełna roku zaczęły się podziały, szczególnie po stronie tych, którzy nie tak dawno tworzyli szeroko rozumianą opozycję. Jeden z opozycjonistów będący u władzy stwierdził, że rząd się sam wyżywi, a reszta pal licho. Każda władza deprawuje. Władza z czasów socjalizmu, bo komunizmu nigdy w Polsce ani na świecie nie było – korzystała jak mogła z przywilejów. Tymi przywilejami były pobyty w rządowych ośrodkach wypoczynkowych – takich jak choćby Arłamów – wycieczki pociągami przyjaźni, zakupy w sklepach za żółtymi firankami, polowanka itp. Przywileje te budzą u obecnej władzy ironiczny uśmiech.
Jak to się bowiem ma do synekur w radach nadzorczych różnego rodzaju spółek, wynagrodzeń w rządzie, parlamencie, europarlamencie. Pan Lewandowski odpowiedzialny za prywatyzację w rządzie Suchockiej, prywatyzację która do dziś wzbudza podejrzenia choćby o totalną niegospodarność, został europarlamentarzystą oraz szefem jednej z eurparlamentarnych komisji. Po upływie kadencji ten wybitny prywatyzator dostał około trzech milionów zł odprawy. Pani Sadurska z PiS z kancelarii Prezydenta po przejściu do PZU zarabiać będzie miesięcznie 90 tysięcy zł. A przed wyborami PiS mówił, że roczne pobory w spółkach skarbu państwa nie będą przekraczać 180 tysięcy zł. Ludzie z PZPR i inni z czasów przed 1989 rokiem to naiwniacy, ale i tak ich emerytury bolą PiS-owców i chcą im prawa nabyta odebrać. Takie postępowanie budzi u mnie obrzydzenie.
Nie o tym chciałby jednak pisać. Ustrojowa zmiana doprowadziła bowiem do tego, iż instytucje samorządowe zaczęły coś znaczyć. Samorządy gminne, powiatowe, wojewódzkie mogły decydować o podziale pieniędzy, o wyborze potrzebnych inwestycji, o zdobywaniu pozabudżetowych środków. Radni, którzy za czasów PRL byli jak się to mówiło bezradni, stali się faktycznymi gospodarzami w terenie. Wprawdzie stare nawyki pozostały. W PRL-u to pierwszy na liście był z zasady wybierany, i tego pierwszego ustawiała na liście partyjna egzekutywa. Proszę mi powiedzieć czy się od tamtych czasów różnimy. Pierwszy na liście to też przeważnie partyjny lub stowarzyszeniowy lider, a naród mimo iż może sam decydować, przeważnie stadnie głosuje na pierwszego. Ustroje się zmieniają a zasady pozostają takie same. Jedynie apanaże polityków rosną do niebotycznych niewyobrażalnych dla szaraka kwot.
Radni decydują głównie o budżecie samorządów i podziale samorządowych pieniędzy. Nie wszystkim wójtom, burmistrzom, prezydentom to się do końca podobało. Zrobili więc oko do wyborców i zaczęli tworzyć budżety obywatelskie. Pal licho, jeśli była to jedna kwota w roku o której wydaniu – w różnej formie – decydować mieli mieszkańcy. Gorzej gdy ten budżet obywatelski zaczął się rozrastać jak zrakowaciały guz.
Taki obrót przyjął budżet obywatelski w Ustrzykach. Burmistrz po prostu ośmiesza radnych. Po pierwszym budżecie, który przypadł zespołowi szkół Nr 2. wiadomym się stało, że żaden komitet obywatelski, miejski czy wiejski ze szkołą nie wygra. Podzielono więc budżet obywatelski na miejski i wiejski. Potem wypączkował budżet młodzieżowy, a teraz mówi się o budżecie, o który rywalizować mają wspólnoty mieszkaniowe. Niebawem przyjdzie pora na budżet stowarzyszeń i fundacji, dlaczego o budżetowe pieniądze nie mają walczyć poszczególne ulice miasta? Dość ciekawa inicjatywa przerodziła się w Ustrzykach w swoją karykaturę. No bo w takim razie niech budżety obywatelskie wezmą też odpowiedzialność za długi miasta i gminy. Dlaczego budżety obywatelskie to tylko branie, a spłacanie to problem radnych? Rodzi się też pytanie po co – wobec rozrostu budżetów obywatelskich – potrzebni są radni. Panie i Panowie radni burmistrz wami manipuluje, a wy się na to łapiecie.
Zasady ustrojowe obowiązujące od lat mówią prosto gospodarzami samorządów są radni, i to oni odpowiadają przed społeczeństwem za gospodarowanie samorządowymi pieniędzmi. Jeśli robią to źle społeczeństwo weryfikuje ich działania co cztery lata w powszechnych i demokratycznych wyborach. Oddawanie tych obowiązków innym jest równe z oddawaniem ustawowej władzy. Jeśli choć za skromną część samorządowych pieniędzy odpowiada kto inny, to jakim prawem radni decydują o udzielaniu absolutorium burmistrzowi? Rodzi się pytanie czy za udzieleniem absolutorium mają też głosować setki tych, którzy głosowali za poszczególnymi budżetami obywatelskimi. To swoista paranoja powodująca całkowita utratę przejrzystości działań burmistrza i rady.
Tej śmieszności uniknięto w starostwie bieszczadzkim. A przecież tutaj też można było wprowadzić budżet obywatelski, o który mogły by walczyć gminy Lutowiska, Czarna i Ustrzyki lub kilkadziesiąt bieszczadzkich wsi. Na szczęście w starostwie nie ma śmiesznych populistów, którzy za wszelką cenę chcą się spodobać społeczeństwu. Mam nadzieję, że radni miejscy też zrozumieją, iż ktoś stara się ich wyprowadzić w pole, na dodatek ich kosztem.
Wiesław Stebnicki
Komentarze