[10/187] Mówili o niej „nasza mama”

Drukuj
Dodano: wtorek, 26 grudzień 2017

W dniu 11 września w sali odpraw Komendy Powiatowej Policji Komendant Ryszardzie Czerenkiewicz za jej pracę i służbę dziękował nadkom. Piotr Mazur, a także przedstawiciele samorządów powiatowych i gminnych, służb mundurowych, leśników, koledzy i przyjaciele ze służby. Przybyli również byli komendanci ustrzyckiej komendy i komend sąsiednich powiatów. Umówiliśmy się z Ryszardą Czerenkiewicz na spotkanie i rozmowę o jej pracy, a w zasadzie służby w szeregach policji.

Nasze Połoniny - Serdecznie gratulujemy i życzymy przede wszystkim zdrowia i sukcesów w nowej roli – jakby to powiedzieć – cywila. Pamięta pani jaki był ten pierwszy dzień w Policji?

Ryszarda Czerenkiewicz - Pracę podjęłam 16 grudnia 1991 roku. Pamiętam, że wtedy był mróz i świeciło słońce, kiedy przekroczyłam progi Komendy Rejonowej Policji w Ustrzykach Dolnych. Wtedy tak to się nazywało – Komenda Rejonowa. Rozpoczęłam pracę w Sekcji Prewencji Ruchu Drogowego.

NP - Nie od razu służba, a gdzie pracowała Pani wcześniej?

R. Cz. - Skończyłam studia pedagogiczne, specjalność nauczycielska w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie. Jeszcze podczas studiów rozmawiałam z ówczesnym zastępcą komendanta Zbigniewem Mozgowojem, który powiedział mi, że jest taka możliwość, bym mogła podjąć pracę w Policji po studiach. Zaraz po ukończeniu studiów zgłosiłam się do komendanta Józefa Żuchowskiego, który przyjął ode mnie wszystkie dokumenty akcesyjne do pracy. Procedury trochę trwały. Ja, by nie siedzieć w domu podjęłam pracę nauczyciela historii i wiedzy o społeczeństwie w Szkole Podstawowej w Olszanicy. Tam pracowałam do grudnia i stamtąd przeszłam do pracy w Komendzie.

NP - Jak pani patrzy dzisiaj na ta decyzję dotyczącą wstąpienia w szeregi Policji?

R. Cz. - Uważam swoją decyzję za bardzo słuszną, bo jeszcze jako młody człowiek zawsze myślałam o tym, by albo być nauczycielem, albo policjantem. Tak się złożyło, że spełniły się, bo byłam i nauczycielem i policjantem. Zakres obowiązków, który realizowałam tu w Komendzie, bo on był jakby kompatybilny z moim wykształceniem. Była to bowiem praca z dziećmi i młodzieżą, to był cały zakres profilaktyki, a od 1994 roku była to prewencja kryminalna, później pełniłam funkcję oskarżyciela publicznego, aż do stanowiska zastępcy naczelnika wydziału prewencji. Na tym stanowisku nadzorowałam m.in. pracę pionu ruchu drogowego. Kurs oficerski ukończyłam w roku 1995 i awansowałam do stopnia podkomisarza. Bardzo dużą rolę odegrali w mojej karierze zawodowej kolejni komendanci, np.: komendant Żuchowski przyjął mnie do służby i skierował na kurs oficerski, a komendant Winiarski, którego bardzo bardzo cenię, awansował mnie na swojego zastępcę. Każdy z nich, a było ich kilku odegrał dużą rolę w moim życiu i każdego wspominam i będę pamiętać i będę zawsze im wdzięczna.

NP - Czy w ciągu trwania swojej służby w Policji miała pani jakieś trudne, specyficzne sprawy, o których nie da się zapomnieć?

R. Cz. - Sprawy, o których się nie zapomina są to te, które dotyczą dzieci i młodzieży, która jest świadkiem i przeżywa wielkie tragedie w rodzinie, w których rodzice nie mogą poradzić sobie z trudną sytuacją dnia codziennego, z warunkami ekonomicznymi, uciekają do alkoholu czy narkotyków. Ja uważam, że zawsze trzeba dojść do źródeł, czy przyczyn sytuacji, że człowiek postępuje źle, czy że z nim dzieje się coś niedobrego. Tam, gdzie jest alkohol znika wszystko - i dzieci i rodzina. To jest złe. Rodzi się przemoc w rodzinie, a cierpią przede wszystkim dzieci. Spotykałam się także z sytuacjami, kiedy jedno z rodziców, lub obydwoje nie mogli zrealizować swoich marzeń i przerzucali je na swoje dzieci, które miały jakby w zastępstwie je zrealizować. Narzucano tym dzieciom przesadną ilość zajęć, a one nie dawały rady, czy wręcz nie miały możliwości ich realizacji, cierpiały i zdarzały się ucieczki z domu. Innym elementem, które bardzo mocno i tragicznie odbija się na dzieciach to zazdrość małżeńska. Podejrzenia kierowane do współmałżonków kończące się często agresją słyszą i widzą dzieci, i to one najbardziej przeżywają nie rozumiejąc wielu rzeczy, które słyszą i widzą. Ja nie będę mówić tutaj o szczegółach tych tragedii, bo właśnie to były te sprawy – sprawy tych małych ludzi, które będę pamiętać. Dorośli popełniają wiele czynów przestępczych i złych, ale oni powinni to rozróżniać. Małe dziecko nie rozumiejąc wielu sytuacji bardzo cierpi. O tym bardzo mało, a nawet wcale się nie mówi. Trzeba o tym mówić, że nie wolno zapominać, że się jest człowiekiem, tak po prostu, że się jest człowiekiem... Wszystko można rozwiązać, każdy problem, trzeba tylko chcieć i najnormalniej w świecie rozmawiać, a jak się samemu nie podoła są ludzie w Zespole Interdyscyplinarnym w Ośrodku Pomocy Społecznej, którzy pomogą, tak po prostu pomogą.

NP - Podczas pożegnania pani dowiedziałem się, że mówiono o pani „nasza mama", myślę, że to nie tylko od rozmów i spotkań z młodzieżą?

R. Cz. - Nie wiem skąd to się wzięło, ten przydomek „nasza mama". O tym dowiedziałam się nie tak dawno przed emeryturą, że „jak nasza mama cię odprawi to będzie wszystko w porządku". To wynika chyba z mojego charakteru, ja zawsze chcę, aby wszystko było w porządku, wymagać od innych to wymagać od siebie, tak myślę. Tym zaszczepiłam się chyba jeszcze podczas studiów. Gdzieś na piątym roku mieliśmy zajęcia z dydaktyki z panią profesor, która mówiła nam, żeby być dobrym nauczycielem to dla ucznia trzeba być ojcem i matką, tak go poznać, by wiedzieć, co się z nim dzieje w jego środowisku, być bratem i siostrą, koleżanką i kolegą, a dopiero na końcu być nauczycielem. Żeby to zachować – mówiła nam pani profesor – to trzeba bardzo angażować się w pracę i myślę, że zasady te przełożyłam sobie do swego codziennego życia. Jako I zastępca komendanta powiatowego w swym zakresie miałam m.in.: nadzór nad pracą z młodzieżą i te zasady bardzo mi pomagały. Uważam, że przełożony powinien być wymagający, zasadniczy, konsekwentny i stanowczy, ale rozumiejący swoich podwładnych i widzieć w nim człowieka z jego zaletami, wadami czy problemami codziennego życia. W codziennej pracy spotykamy się z wieloma sytuacjami stresowymi, które mają na nas wpływ, zrozumieć sytuację w domu, stres wynikający z relacji przełożony-podwładny, do tego stres służby na ulicy. Nie zrozumieć funkcjonariusza to dla niego tragedia. Zawsze wierzę, że każdy pokaże to, co najlepsze i najważniejsze. Byłam też jednym z najstarszych funkcjonariuszy i to chyba wpłynęło na ten przydomek. Miły przydomek.

NP - Jaki jest poziom bezpieczeństwa w naszym powiecie? Dużą mamy przestępczość?

R. Cz. - Powiat Bieszczadzki jest naprawdę bardzo bezpieczny. Pomimo tych wszystkich wydarzeń, z jakimi mamy do czynienia. Mają one duży wydźwięk społeczny, ale dotyczą dwóch, trzech osób bezpośrednio zaangażowanych w te wydarzenia, a we wszystkich zdarzeniach pierwszoplanową rolę odegrał alkohol. Tym zjawiskom trudno, nawet bardzo trudno jest zapobiegać. Dzieją się one w zaciszu domowym. Tam trudno dotrzeć. Nie ma w powiecie jednak takich zdarzeń, w których cierpią grupy społeczne, gdzie pokrzywdzonych jest dużo osób. Powiem tak, bezpieczeństwo w naszych środowiskach dotyczy nas wszystkich, to jest praca nie tylko Policji, ale całych społeczności, instytucji, szkół i środowisk połączona jednym celem, którym jest spokój i bezpieczeństwo. W naszym powiecie jest bardzo dobra współpraca z jednostkami samorządowymi, Starostwem, Burmistrzami i Wójtami obydwu Gmin, ze służbami mundurowymi i jednostkami gospodarczymi, i to stwarza warunki do właśnie wysokiego poziomu bezpieczeństwa.

NP - Na koniec trochę prywaty. Czym będzie się pani zajmować na emeryturze? Może poznamy pani pasje lub hobby, na które nie starczało dotąd czasu?

R. Cz. - Uważam, że wypracowałam wszystko to, co dane mi było wypracować i myślę, że podjęłam dobrą decyzję by odejść. Teraz będę realizować mój własny pomysł na życie i na pewno nie będę się nudzić. Najpierw zagospodaruję na nowo swój dom i przede wszystkim ogród, bo wreszcie będę miała czas na to (śmiech). Będę zajmować się – no powiem tak – turystyką w szerokim tego słowa znaczeniu.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wiele zdrowia i szczęścia – jak to powiedział podczas pożegnania pani komendant Mazur – „na tej nowej drodze życia". Mam olbrzymią nadzieję na kolejne spotkania i pogawędki o bezpiecznych Bieszczadach.

Rozmawiał
Marian S. Mazurkiewicz

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#1 oburzony 2017-12-28 13:09
Marian nie szlej z tymi tytułami. Jaka nasza mama? Kto zna to wie. Tyle w temacie. Interesuje mnie jednak inna kwestia. Swojego czasu Marianie napisałeś artykuł o "serii" zabójstw w Ustrzykach. Tak wydaje mi się że to Ty, bo nagle ten artykuł jest niedostępny. Opisując tragedię z ulicy Gombrowicza wręcz zlinczowałeś rzekomego sprawcę. I co się okazało? Że to nie zabójstwo lecz nieszczęśliwy wypadek, że ów człowiek jest niewinny, smród po Twoich wypocinach jednak pozostał. Życzę ci Marianie, aby ten Pan pozwał cię cywilnie, wycisnął do ostatniej złotówki i spowodował, że już żadnego artykułu nie napiszesz. A przeprosiłeś chociaż ???
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u