[10/137] Orkiestra gra, Titanic tonie
Moim zdaniem
Wiesław Stebnicki
Kilkanaście lat temu pracowałem w radiu Bieszczady, zaś burmistrzem Lesko został młody przedsiębiorczy człowiek Robert Petka. Był on częstym gościem radia bo stanowił przeciwieństwo swoich niemedialnych poprzedników. Poprzednicy ci, zdaniem leskiego społeczeństwa, doprowadzili do największej powojennej klęski Leska, czyli utraty praw miasta powiatowego na rzecz Ustrzyk Dolnych.
Tego nikt im nie mógł w Lesku wybaczyć. Na tej więc fali Petka został burmistrzem, a Gocek powrócił do polityki jako starosta dużego powiatu Bieszczadzkiego. Gocek był już wcześniej burmistrzem Leska, ale wybory przegrał bo nie był tzw. "leskim mieszczuchem", a to w tym mieście zarzut nie do wybaczenia. Ludzie spoza Leska wygrywają tutaj tylko w chwilach rewolucyjnych wybuchów. Gocka wyniosły przemiany ustrojowe na początku lat dziewięćdziesiątych, Petkę walka o pozostawienie siedziby powiatu w Lesku.
Gocek początkowo faktycznie zrewolucjonizował Lesko. Rewolucja polegała na gazyfikacji. Robiono ją trochę po partyzancku, ale to wystarczyło by całe delegacje przeciwników władz w Ustrzykach Dolnych przyjeżdżały tutaj po instrukcje jak przenieść te działania do miasta nad Strwiążem. Gocek zaczął też odważnie zmieniać oblicze zapyziałego galicyjskiego miasteczka na nowoczesne. Wyburzono za jego czasów wiele ruder nie przynoszących miastu chluby, szczególnie tych w samym centrum. Rozpoczęto wykopy i na tym stanęło. Brakło serca, pomysłu, inwestorów. To było przyczyną porażki w reelekcji na stołek burmistrza.
Następcy Gocka czyli Tabisz i Andruch to jak się okazało „mieszczuchy", ale niczym się nie wyróżniali. W końcu z braku układów, zrozumienia powagi sprawy, braku chęci działania doprowadzili miasto do utraty odwiecznych- jak tu się mówi- praw do powiatu, a mieszkańców do szewskiej pasji. Za ich czasów to Ustrzyki z Korczakiem i Pęziołem stały się wzorem prężnego działania, sukcesu. To budowa krytego basenu w Ustrzykach, remonty ulic i chodników, miejskich kamienic i bloków mieszkalnych stały się teraz wzorcem dla leszczan.
Jak już pisałem po czteroletnim marazmie, za Tabisza i Andrucha, przyszło nowe w postaci Roberta Petki. Burmistrza oczytanego, wygadanego, młodego, z dużymi ambicjami. Ustrzyki dostały lekkiej zadyszki finansowej – bo przypomnę- nie płynął jeszcze wtedy tak wielki strumień unijnej pomocy. Zaś w Lesku zaczęły się zmiany. Remontowano krzywe chodniki, parkingi. Szczerbate, pełne bezdennych wykopów, obite deskowanymi parkanami centrum, zaczęło zapełniać się ładnymi kamieniczkami. Na miejskie ulice kładziono asfaltowe dywaniki. Słowem Lesko piękniało, a tym razem w Ustrzykach opozycja zaczęła je stawiać miejscowej władzy za wzór. Niestety Petka, który miał ambicje i dużo zapału, nie miał jednego, leskiego rodowodu. Dlatego też w kolejnych wyborach pokonany został przez „leską mieszczankę", obecną Panią burmistrz.
No i się zaczęło. Najważniejszym pierwszym krokiem było utworzenie gazety śledzącej krok po kroku wiekopomne poczynania Pani burmistrz. Pisano tam kogo odwiedziła, gdzie przecięła wstęgę, z kim rozmawiała. W gazecie bałwochwalczo wychwalającej poczynania Pani burmistrz brakło miejsca na jakiekolwiek słowo krytyki. Kto miał inne nieco zdanie pisał do Gazety Bieszczadzkiej, Naszych Połonin stając się zarazem leskim banitą. Miasto z miesiąca na miesiąc marniało. Widziała to spora grupa leszczan, widział i równała z Ustrzykami. Te bowiem wystrzeliły wysoko w górę. Unijny strumień pieniędzy, mimo iż Strwiąż ujście ma na wschodzie, płynął do Ustrzyk szeroką strugą. Ale co najważniejsze pieniądze te sensownie wydawano. Miasto nad Strwiążem w przeciągu dziesięciu lat całkowicie zmieniło swoje oblicze. Już nie jeździ się stąd na zakupy do Leska, bo handlowych placówek w mieście jest w tej chwili więcej niż w Lesku. Powstała piękna hala sportowa, zespół basenów, praktycznie odnowione zostały wszystkie kamienice i bloki mieszkalne. Nowych kamienic w centrum, dobrze zaprojektowanych, wybudowano w tym czasie chyba więcej niż w całej historii miasta. Lesko zaś zaczęło znów zasłaniać walące się rudery w centrum, obskurnymi drewnianymi płotami. Nieodnawiane chodniki powypaczały się na nowo, miejskie ulice straszą dziurami. Elewacje kamienic i bloków mieszkalnych w większości nie są remontowane. Zaś władze miasta nie spuszczają ani o grosz z afirmowania się doskonałym samopoczuciem.
Tymczasem dług miasta rośnie lawinowo. Deficyt zbliża się do niebezpiecznej granicy 60%. Zresztą gdyby nie kreatywna księgowość jak choćby ta z ukryciem budowy zespołu basenów pod szyldem spółki dawno by już dozwolone 60% przekroczył. Dla Pani burmistrz baseny maja być tym co ją wyniosą do trzeciej kadencji, choć każdy wie, że tak naprawdę pogrąża miasto. Bo baseny w takich miastach to niestety konieczność dotowania. W pobliskich Ustrzykach jest to coś około 700 tysięcy zł rocznie, a w Lesku baseny większe, a budżet miasta mniejszy, więc kwota dotacji będzie przynajmniej dwukrotnie wyższa niż w Ustrzykach. To zaś corocznie kolejne kilka procent dołożone do i tak już dużego deficytu.
W trakcie jednej z rozmów w Lesku usłyszałem, że ludzie powoli otrząsają się z omamienia przez Panią burmistrz i myślą o organizacji referendum. Pytanie tylko kto, zechce wydobywać miasto z długów. Wszak to nie będzie się nadawać do kredowego Echa Bieszczadów. Jednak w innym razie miast z ręką w nocniku mogą się obudzić zanurzeni w nim aż po szyję.