[3/141] Zanikł „Puls Bieszczadów”

Drukuj
Dodano: niedziela, 14 kwiecień 2013

Każdy kto przyjeżdża w Bieszczady gdzieś z większego miasta i osiedla się tutaj, robi to jak się wydaje na zasadzie misji. Działo się tak szczególnie w początkowym okresie transformacji. Ci „misjonarze" mamili nas wizjami światłowodowych linii telefonicznych, transportem ekologicznym drewna sterowcami, budowami całych ekologicznych wsi, słowem za przysłowiowe paciorki i lusterka chcieli miejscowych wydudkać. Po kilku miesiącach salwowali się ucieczkami na bosaka przez okna, pozostawiając niezapłacone rachunki. Teraz ci misjonarze są już trochę bardziej subtelni w cywilizowaniu ciemnej tłuszczy zamieszkującej Bieszczady.

Jakieś dwa lata temu gruchnęła wieść, że niebawem na miejscowym rynku pojawi się nowe pismo, które pokaże siermiężnej lokalnej prasie jak się robi gazetę. Bo przecież „Bieszczadzka", „Połoniny", leskie „Echo" to twory mediów nie przypominające. Ci z piszących co grymasili, że za pisanie nic, albo niewiele dostawali, zaczęli przerabiać nóżkami. Poszła bowiem wieść, iż nowa gazeta płacić będzie, nie dość, że systematycznie i na etacie to jeszcze  powyżej 3 tysięcy zł. Chyżo więc ruszyli na casting. Miejscowe pisma zwiesiły nos na kwintę. Ba przyjdzie pewnie paść niebawem. Jednak po pierwszym załamaniu, przyszło otrzeźwienie. Przecież wystarczy policzyć ile można tu sprzedać egzemplarzy, ile kosztuje druk, marża dla sprzedawców i  wychodziło, że za cholerę finansowo na tym się nie wyjdzie. Wtedy poszła kolejna wieść. Gość ma kupę kasy, a na dodatek zdobył jakiś grant.

No i gazeta ruszyła. Jej szef z niebrzydką dziewczyną majestatycznie zasiadał na sesjach lokalnych samorządów, spotykał się z lokalnymi władzami. Kusił drukiem specjalnych rubryk dla poszczególnych samorządów. Roznosił gazetę za darmo, leżała głównie w starostwach, urzędach miast i gmin. To zaczęło budzić pewne domysły. Gdy wójt jednej z gmin odmówił opłacania tej rubryki z dnia na dzień stał się dla tej gazety antybohaterem. To wyjaśniało wszystko. Kredowa „niezależna" laurka zamieniła się w płatny miesięcznik, by w końcu zabrnąć w dwutygodnik, który po zapowiedzi w styczniu daty ukazania się kolejnego numeru, już się w kioskach nie pokazał. Ale czy można się temu dziwić skoro w redakcji pojawiać się zaczęli miejscowi frustraci, podający się za dziennikarzy. A przecież wystarczyło spotkać się z miejscowymi redakcjami, popytać choćby w takich „zależnych" Połoninach jak zrobić by być na lokalnym rynku już przez ponad dziesięć lat. Może to by Puls uratowało, a nie lustrowanie Połonin przez śmiesznego śledczego.

Mam nadzieję, że po tym kolejnym przykładzie cywilizowania prymitywów z Bieszczad, nikt więcej już nie będzie tego próbował. Może próbując coś tutaj zrobić warto popytać o zdanie miejscowych. Życie w Bieszczadach to nie spijanie miodów, ale trudna codzienna walka. Tu trzeba przeżyć miesiąc, często z całą rodziną za pieniądze jakie warszawiak wydaje na dojazdy do pracy. Miejcie więc przyjezdni więcej pokory w stosunku do miejscowych bo w innym razie wasze biznesy przestaną bić jak „Puls Bieszczadów"

Redaktor zależnego od czytelników pisma „Nasze Połoniny"
Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#1 aleksandra 2013-08-08 23:03
Puls nie zanikł. Dowód:

ttv.pl/.../...

A Pana redaktora boli pewnie, że cienko z kasą? Wzięli pod lupę to "zależne od czytelników pismo".... :)
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u