[1/158] Zginął w miejscu, które pokochał

Drukuj
Dodano: sobota, 31 styczeń 2015

Czytaj więcej
Stanisław Nahajowski
zakochał się - jak piszemy w materiale wspomnieniowym - w Żukowie już w 1961 roku gdy przyjechał tutaj rowerem w poszukiwaniu pracy. Sporą część swojego życia poświęcił na budowę tras do biegów narciarskich na stoku Żukowa. Robił to w gruncie rzeczy bezinteresownie, bo Nahajowski to był ginący już dzisiaj typ pasjonata.

Pisałem o nim kiedyś felieton pod tytułem „Pasjonaci - ludzie mądrzy, czy wariaci?". Pozwolę sobie zacytować jego część:

Jednym z najbardziej znanych pasjonatów w Ustrzykach, ale też poza nimi jest Stanisław Nahajowski. Często miałem odmienne zdanie co do działań politycznych Pana Stanisława, ale zawsze podziwiałem jego pasję sportową. Po raz pierwszy zetknąłem się z nim gdy z otwartą gębą w wieku siedmiu lat oglądałem konkurs skoku wzwyż w miejscu dzisiejszego Urzędu Miasta. Nie wiem co to był za konkurs, może zwykle zawody szkolne miejscowego liceum. Ważne, że już wtedy wbiło mi się w pamięć jego zaangażowanie w tamten występ. Później na długie lata straciłem go z oczu. Pojawił się dla mnie znów gdzieś w latach osiemdziesiątych jako nauczyciel, lokalny polityk, ale głównie jako sportowiec i trener. Oddał się tej pasji bez reszty. Od podstaw stworzył trasy narciarskie na Żukowie, co ważne sam stawał do pracy z łopatą i siekierą, choć niekoniecznie musiał. Dziś Ustrzyki słyną biegami narciarskimi. Oczywiście na ten sukces pracuje wielu trenerów i nauczycieli, ale motorem tego ruchu był niewątpliwie Stanisław Nahajowski... Kiedyś we wrześniu całkiem przypadkowo znalazłem się na ulicy Fabrycznej. Zaintrygował mnie stojący tuż za samochodem osobowym, policyjny radiowóz. Widać ktoś popełnił wykroczenie i został zatrzymany. Gdy podszedłem bliżej okazało się, że to Stanisław Nahajowski z pędzlem w ręce odnawiał kolarskie znaki na jezdni, a policja go ochraniała. Wcześniej sam te znaki namalował , przemywał, a w końcu tuż przed Mistrzostwami Polski Kolarzy Masters, odnawiał. Bo Nahajowski to też pasjonat kolarstwa. Po przygotowaniu tras, załatwieniu szeregu spraw organizacyjnych Nahajowski w końcu siadł na rower i wystartował w Mistrzostwach."

Powiększ

Taki był Staszek Nahajowski i tak zginął 18. Grudnia 2014 roku pracując na trasach narciarskich na Żukowie, trasach które od tego roku powinny zostać nazwane jego imieniem.

Jak trafił do Ustrzyk?

Stanisław Nahajowski urodził się 3 stycznia 1940 roku w Stryju. Ten szczupły mężczyzna w siedemdziesiątej czwartej wiośnie życia posiadał kondycję fizyczną, której mogli mu pozazdrościć nawet młodsi o pół wieku dyskotekowcy. Przejechać sto kilometrów rowerem, czy też przebiec trzydzieści kilometrów na nartach to dla pana Staszka przysłowiowa „bułka z masłem".
Do sportu ciągnęło go zawsze i pewnie dlatego po maturze wybrał naukę w Studium Nauczycielskim Wychowania Fizycznego w Raciborzu. Pierwsze kilka lat życia spędził wraz z najbliższymi w rodzinnym Stryju. Wydarzenia lat czterdziestych ubiegłego wieku a przede wszystkim zagrożenie ze strony nacjonalistów ukraińskich spowodowały, że rodzina Nahajowskich musiała uciekać ze Stryja, przenosząc się do Wietrzna w pobliżu podkrośnieńskiej Bóbrki, rodzinnej miejscowości mamy pana Stanisława. Lata młodzieńcze spędził we Krośnie, ucząc się w miejscowym Liceum Ogólnokształcącym. Zimą 1959 roku podczas obozu treningowego w Komańczy, poznał młodego nauczyciela z Ustrzyk Dolnych Kazimierza Sojkę, który dużo i z wielką pasją opowiadał o swojej pracy w ustrzyckim liceum. Obaj panowie od pierwszego momentu przypadli sobie do gustu i zostali dobrymi kolegami, jak czas pokazał, na całe życie.
Pod koniec nauki w raciborskim Studium Nauczycielskim napisał kilka listów w poszukiwaniu pracy, w tym miedzy innymi do ustrzyckiego Inspektoratu Oświaty. Otrzymał propozycję pracy w szkole w Ropience. W lipcu 1961 roku po przejrzeniu mapy, zaopatrzony w rower typu damka wsiadł do pociągu i pojechał sprawdzić, gdzie to jest ta Ropienka. Ze stacji kolejowej w Olszanicy popedałował w kierunku Ropienki ale dotarł tylko do pobliskiego wiaduktu kolejowego, gdyż kiepska droga dojazdowa a w zasadzie jej brak zupełnie go przeraził. Zawrócił i pojechał w kierunku Ustrzyk docierając do Stefkowej. To tu po raz pierwszy zobaczył z oddali pasmo Żukowa i jak twierdzi „widok tej góry zrobił na mnie ogromne wrażenie i mam go w oczach do dzisiaj". W lipcu 1961 roku przyjechał do Ustrzyk Dolnych w poszukiwaniu pracy. Wysiadł z pociągu wczesnym przedpołudniem i udał się na poszukiwanie miejscowego Inspektoratu Oświaty. Inspektorat Oświaty znajdował się na pierwszym piętrze starej części dzisiejszego budynku TPSA. Inspektor po dokładnym wypytaniu kandydata zaproponował mu pracę w szkole podstawowej w Ustjanowej. Szczególna nić sympatii nawiązała się miedzy obu panami po tym jak okazało się, że obaj pochodzą ze wschodu. W trakcie rozmowy do pokoju inspektora wszedł mężczyzna, którego Leon Puszczałowski przywitał słowami „dobrze Broniu że jesteś bo właśnie mam dla Ciebie nauczyciela". Tym mężczyzną był Bronisław Herman kierownik szkoły w Ustjanowej. Szkoła mieściła się w drewnianym budynku wybudowanym dla potrzeb radzieckiej straży granicznej. Dzisiaj jest to budynek mieszkalny pomiędzy stacją paliw „Orlen" a Szkołą Podstawową w Ustjanowej. Decyzja została podjęta natychmiast i po powrocie do inspektoratu Stanisław Nahajowski podpisał umowę zgodnie z którą z dniem 15 lipca 1961 roku został nauczycielem szkoły podstawowej w Ustjanowej z pensją 1100 złotych miesięcznie. Wypada jeszcze wspomnieć o pewnym interesującym wakacyjnym spotkaniu z tego samego roku. Doszło do niego na stadionie sportowym w Krośnie gdzie odbywały się zawody w sześcioboju. Startujący w nich Stanisław zwrócił uwagę na niskiego, krępego mężczyznę bez trudu wygrywającego poszczególne konkurencje. Okazało się, że nazywa się Franek Nowak i jest z Ustrzyk Dolnych. Pan Staszek znał już to nazwisko z opowiadań kolegów z krośnieńskiego liceum ,którzy po Mistrzostwach województwa w podnoszeniu ciężarów wspominali jakiegoś małego Nowaka z Ustrzyk Dolnych, który bez trudu podnosił sto kilogramów.

Ustjanowska szkoła biegów narciarskich

Przez 10 lat był nauczycielem a od 1971 roku, przez kolejnych 20 lat, kierował ustjanowską podstawówką. Już pierwszej swojej zimy w Ustjanowej Stanisław Nahajowski nałożył narty biegowy.

Zima była śnieżna i przyszła dość wcześnie stąd solidne treningi trwały długo. Od samego początku pan Stanisław zajął się trenowaniem młodych adeptów narciarstwa biegowego. Jak wspomina jego pierwszym zawodnikiem był brat poznanego w Krośnie Franciszka Nowaka, Gienek. Zarówno Gienek Nowak jak i jego młodszy brat Edek przez kilka lat znajdowali się pod jego opieką trenerską i obaj mieli wyjątkową „żyłkę" do biegania na nartach. W 1962 roku w ustjanowskiej szkole powstała szkółka lekkoatletyczno- narciarska pod patronatem Powiatowego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki. Jej najważniejszymi zawodnikami, Nadzieja Chanejko, Tadeusz Bocho, Jan Kraśniewicz i Antoni Handermander.
Praca trenerska Stanisława Nahajowskiego odbywała się początkowo pod szyldem Ludowych Zespołów Sportowych a nieco później powstała sekcja biegów narciarskich Górniczego Klubu Sportowego „Bieszczady" działającego pod patronatem Przedsiębiorstwa Kopalnictwa Naftowego Ustrzyki. Był to bardzo ważny patron dla rozwoju ustrzyckiego narciarstwa, to właśnie dzięki jego pomocy powstały zręby przyszłych sukcesów ustrzyckich narciarzy. Doskonałe efekty przyniosła współpraca trenerska pomiędzy Stanisławem Nahajowskim i nieżyjącym już Kazimierzem Sojką. W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych drużyna biatlonowa ustrzyckiego liceum w składzie Ryszard Cybruch, Stanisław Marchewka, Waldemar Steciuk i Teofil Uszak nie miała sobie równych w kraju a Rysiek Cybruch został brązowym medalistą Uniwersjady we włoskim Livigno w 1975 roku.

Nowa pasja Nahajowskiego- masowe biegi narciarskie

Nadeszły lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i w życiu Stanisława Nahajowskiego pojawiła się nowa pasja a mianowicie masowe biegi narciarskie. Wszystko rozpoczęło się w 1980 roku startem w Biegu Piastów. „Namówili mnie do tego koledzy z kursu trenerskiego na warszawskiej AWF i zająłem w tym biegu 42 miejsce, później był Bieg Jaćwingów i 11 miejsce a w roku 1981 za namową Jasia Materny wystartowałem w Biegu Gwarków w którym stanąłem na najniższym stopniu podium" . Kolejnym, poniekąd naturalnym etapem w narciarskiej przygodzie pana Stanisława były zagraniczne biegi masowe. Po raz pierwszy wystartował w Czechach w izerskiej pięćdziesiątce w okolicach Liberca w 1992 roku. Później były Niemcy König Ludwig Lauf, Norwegia bieg na trasie Rena - Lillehammer, Finlandia Lahti, Estonia Maraton Tartu i nowe marzenie upartego Staszka, udział w Biegu Wazów, największej tego typu imprezie na świecie. Ta niesamowita impreza odbywa się zawsze w pierwszą niedzielę marca a jej początki sięgają 1922 roku. Bierze w niej udział około piętnastu tysięcy zawodników, którzy mają do pokonania dystans 90 kilometrów.
Stanisław Nahajowski dwukrotnie wystartował w tym prestiżowym biegu w latach 2007 i 2008. Już podczas pierwszego startu w biegu masowych w głowie Stanisława Nahajowskiego pojawiło się nowe marzenie, zorganizowanie w Bieszczadach masowego biegu narciarskiego. Przez siedem lat dokładnie przyglądał się biegom w których uczestniczył i w dopiął swego, organizując pierwszą edycję Bieszczadzkiego Biegu Lotników. Bieg ten odbył się w mroźną niedzielę 25 stycznia 1987 na trasie z Ustrzyk Dolnych do Czarnej. Dzisiaj pan Stanisław wspomina „Marzyłem o nim przez kilka lat a realizacja mojego marzenia była możliwa dzięki dużej pomocy Józka Balowskiego kierującego wówczas ustrzyckim komitetem partyjnym.

Powiększ

Całą trasę przygotowywałem własnymi rękami wspólnie ze Sławkiem Wójcikiem, etatowym pracownikiem LZS. Nigdy nie zapomnę tych wielu dni spędzonych w lesie na Żukowie z siekierą w ręku. Prace ukończyliśmy przy pomocy skutera śnieżnego późnym wieczorem na dzień przed biegiem". Organizowany trochę w partyzanckich warunkach i praktycznie przez jednego człowieka Bieszczadzki Bieg Lotników wpisał się na stałe do kalendarza imprez i jest w nim do dzisiaj.

Zimą narty, latem rower

Przejdźmy teraz do kolarstwa - drugiej życiowej pasji naszego bohatera. Początki jego kolarskiej przygody były bardzo interesujące. Wśród licznych narciarzy biegowych jakich Stanisław Nahajowski poznał podczas swoich startów w biegach masowych było dwóch kolarzy Stanisław Suwara z Łodzi i Jerzy Urbaczka z Jaworzynki. To właśnie ci dwaj ludzie sprawili, że w życiu pana Staszka pojawiła się kolejna pasja - rower. Początki były prozaiczne. Stanisław Suwara wraz z grupa kolarzy trenował w Bieszczadach i jego narciarski kolega Stanisław Nahajowski postanowił pokazać mu Bezmiechową. Jak na kolarzy przystało trasę pokonali na rowerach a pan Stanisław towarzyszył im na „damce". Wszystkim bardzo spodobała się jazda pana Staszka i namówili go do zajęcia się kolarstwem. Suwara zaproponował koledze porządny rower biorąc w rozliczeniu narty do łyżwy wraz z butami. Był rok 1998, kiedy to Stanisław Nahajowski po raz pierwszy usiadł na profesjonalnym rowerze kolarskim i już we wrześniu następnego roku pojechał do Krynicy na Mistrzostwa Polski w klasie „Masters". Dzisiaj wspominając ten wyścig mówi: „Trasa była trudna a nawierzchnia drogi w stanie opłakanym, zająłem w tym wyścigu przedostatnie miejsce, ale zaproponowałem organizatorom, żeby kolejne zawody zorganizować w Ustrzykach w o wiele lepszych warunkach. Odpowiednie zgłoszenie zostało przez władze miasta wysłane do Polskiego Związku Kolarskiego i po dwóch wizytach przedstawicieli PZKol otrzymaliśmy organizację mistrzostw". Pierwsze zawody odbyły się w 1999roku i przez kolejne pięć lat gościły w Ustrzykach. Obecnie odbywają się na przemian w Bieszczadach i Sudetach.

Powiększ

Trudno uwierzyć ile może sprawić aktywność i upór jednego człowieka. Przez wszystkie te lata aż do dzisiaj Stanisław Nahajowski corocznie startuje w zawodach kolarskich a szczytem jego kolarskiej kariery był trzykrotny udział z dużymi sukcesami w wyścigu La Matmotte - La route des grandem cols we Francji prowadzącym przez największe alpejskie przełęcze. Trasa wyścigu liczy 174 kilometry a ostatni fragment to czternastokilometrowy podjazd przez 21 serpentyn przy różnicy wzniesień 1250 metrów. Każda z serpentyn opatrzona jest tablicą zawierającą informacje o wysokości miejsca nad poziom morza oraz nazwisko kolarza, który zwyciężył w słynnym wyścigu Tour de France na etapie z metą w znanej stacji narciarskiej L'Alpe d'Huez.

Można tu ujrzeć nazwiska największych sław kolarstwa światowego takich jak Lance Armstrong czy tragicznie zmarły Marco Pantani, który w roku 1997 pokonał górę w 37 minut i 35 sekund, co do dzisiaj jest rekordem trasy. Staszek Nahajowski pokonał tę trasę w 75 minut a miało to miejsce w dniu 9 lipca 2005 roku, podczas drugiego startu w wyścigu. Jest to wyczyn nie lada, zważywszy na wiek i fakt, że w przeciwieństwie do zawodowców czternastokilometrowy podjazd do L'Alpe d'Huez nie był oddzielną jazdą indywidualną na czas, ale końcówką etapu, na którą wjeżdżało się po przejechaniu 160 kilometrów.

Był też:
Radnym Rady Miejskiej w Ustrzykach D. w latach 1980-2002. Przewodniczącym Rady Miejskiej w latach 1990-94 i 1998-2002. W okresie tym wspierał rozwój sportu w Gminie, np. budowa krytej pływalni. Z jego inicjatywy w 1999 roku gmina zakupiła 4 ha gruntu z przeznaczeniem na stadion zimowy w Ustjanowej G. Współorganizator Otwartego Pucharu Świata Polonia Bieszczady 2001.

Czołowym działaczem Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego w Ustrzykach Dolnych w latach 1994-2005 - wiceprezes, od roku 2006 Prezes Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego w Ustrzykach Dolnych. Członkiem Komisji Rewizyjnej PZN od 2.02.2007 r.

Wiesław Stebnicki

Materiał wspomnieniowy
Marek Prorok

Fot. Marek Prorok, W. Stebnicki, K. Sadowska, A. Górski

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#4 kamila 2015-02-01 12:37
:P :lol:
Cytuj
#3 kamila 2015-02-01 12:36
:D :lol: :lol:
Cytuj
#2 Janek 2015-02-01 11:59
Zapewne zaszybko odszedł, miał wiele zalet jak i niewątpliwie dużo wad.
Cytuj
#1 urszula korab 2015-01-31 23:29
Wielka strata
pamietam jak przybyl do naszek szkoly
jako nauczyciel,byla m wtedy w 3 klasie sp
i od razu zaczal nas trenowac w biegach
Niepowetowana strata
za szybko odszedl
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u