[2/159] Skoczek narciarski z Bandrowa

Drukuj
Dodano: poniedziałek, 09 marzec 2015

Czytaj więcej
Modę na skoki narciarskie w Ustrzykach wprowadził nauczyciel wychowania fizycznego z miejscowego LO - Kazimierz Sojka.

To on skupił wokół siebie grono odważnych, młodych ludzi, którzy zaryzykowali uprawianie tej widowiskowej choć niebezpiecznej dyscypliny sportu.

Po czasie Sojkę pochłonął biathlon i siatkówka, zaś skoczkami zajął się Jan Materna pracujący w Urzędzie Miasta, późniejszy dyrektor PBK.

Tak to się zaczęło

Pierwsza ustrzycka skocznia powstała jeszcze przed wojną na Gromadzyniu wyżej budynku niedoszłej mleczarni. Resztki progu można tam jeszcze znaleźć. Na początku lat sześćdziesiątych wybudowano skocznię obok tras narciarskich na Gromadzyniu. Tutaj osiągano już wyniki bliskie 60 metrom. Rozgrywano na niej zawody sporej rangi łącznie z eliminacjami do Mistrzostw Polski. Wśród miejscowych skoczków wyróżniali się Stanisław Jajko i Stanisław Armaciński. Skoczkowie byli zrzeszeni w klubie „Bieszczady" przez który przewinęło się około czterdziestu skoczków.

Powiększ

Gdy Materna został dyrektorem sekcja praktycznie się rozpadła. Do skoków narciarskich postanowiono powrócić w chwili gdy Ustrzykom przyznano organizację Zimowych Igrzysk Młodzieży. Wtedy przygotowywano trasy zjazdowe na Laworcie, saneczkarski tor śniegowy na Gromadzyniu oraz skocznię narciarską w miejsce tej starej, ale o punkcie krytycznym 90 metrów. Jak to w latach osiemdziesiątych bywało do sprawy przystąpiono z wielkim zadęciem, a skończyło się czknięciem. Konstrukcję skoczni zmontowano na placu PBK, na stoku wylano fundamenty. Konstrukcję miał przenieść potężny helikopter z Modlina. Jak się okazało baza PBK położona w kotlinie nad rzeką powodowała to, że nie było tam dobrego noszenia i helikopter nie dał rady wieży podnieść. Na gwałt rozbierano więc część konstrukcji by ulżyć helikopterowi. Częściowo rozmontowaną wieżę przetransportowano na stok i o ironio ustawiono odwrotnie, czyli zeskokiem w stronę stoku. Helikopter przy okazji strącił kilka dachów, połamał sporo drzew i odleciał. Zaś na skoczni nikt nigdy już nie skoczył bo nie kończono nawet montażu z racji błędu w ustawieniu.

Klan rodziny Harsche odradza skoki narciarskie

Wydawać by się mogło, że w ten sposób całkowicie uśmiercono tą dyscyplinę w Bieszczadach. Okazało się jednak, że mimo zmian ustroju działania na hura dzieją się także i dzisiaj. Z okazji kolejnych Igrzysk Młodzieży, to Zagórz wskazany został jako miejsce gdzie reaktywuje się skoki narciarskie na Podkarpaciu. Dwa kluby jakie tam powstały skupiać miały młodych skoczków z całego Podkarpaciu. Powstały trzy skocznie i zaczęły się treningi. Z Ustrzyk zaczął na nie dojeżdżać Norbert Harsche. Jak twierdzi jego matka sama nie wie kiedy złapał bakcyla skoków, szczególnie, że w zasadzie nigdy nie oglądał zawodów w telewizji. Może to dobrze bo Norbert miast kibica skoków stał się zawodnikiem. Niestety w sporcie współczesnym jest tak iż czynne uprawianie sportu zaczyna się już w wieku kilku lat. Norbert zaczął je znacznie później dlatego też ma świadomość, że kariery Małysza, czy Stocha pewnie już nie zrobi, ale mimo 21 lat nie poddaje się i startuje gdzie tylko może.

Powiększ

Przez te kilka lat bywał na wielu zawodach w Polsce i za granicą. Klubu z Zagórza nigdy nie było stać na to by wysyłać swoich zawodników na wszystkie poważniejsze zawody, dlatego też Norbert często jeździł na zawody swoim samochodem. Bywał w Niemczech na Ukrainie. Na własny koszt pojechał między innymi na Mistrzostwa Brandenburgii do Niemiec i wygrał tamte zawody w kategorii open. Do sukcesów może też zaliczyć zdobycie Pucharu Bieszczadów w kombinacji norweskiej, czyli skoków połączonych z biegiem narciarskim. Jak się okazuje swoją pasją zaraził także swoje młodsze siostry Aleksandrę i Katarzynę. Siostry osiągają bardzo dobre lokaty w biegach narciarskich, ostatnio w Szklarskiej Porębie w ramach Mistrzostw Polski i Biegu na Igrzyska. Siostry próbują też swoich sił w skokach, przykładem niech będzie trzecie miejsce Katarzyny Harsche w Pucharze Gilowic.

Powiększ

Trudno powiedzieć jak dalej przebiegać będą sportowe losy tej utalentowanej rodziny. W Zagórzu też bowiem coś zaczyna siadać. Trenuje- tak na poważnie- zaledwie trzech skoczków z Poraża, Norbert z siostrami oraz kilku skoczków sporadycznie. Bywa tak, że skocznię do treningów czy zawodów muszą przygotować sami skoczkowie. Norbert mimo iż mieszka w Bandrowie i pracuje też sporo czasu poświęcił pracy na skoczni. Kluby nie mają pieniędzy na wyjazdy, a przecież udział w zawodach to cały smak skoków, to adrenalina która powoduje, że skokom poświęca się wolny czas, ciężko zarobione pieniądze. Na jednych z bardzo ważnych zawodów Norbert został zdyskwalifikowany z powodu niewłaściwego kombinezonu pozwolono mu jednak w tych ważnych zawodach z udziałem sportowych sław w tej dyscyplinie, skakać jako przedskoczek, tych skoków na dużej skoczni nie zapomni do końca życia. Norbert chce dalej skakać, chciały by też robić to jego siostry. Może Podkarpacki Związek Narciarski zwróci więcej uwagi na skoki narciarskie, bo nie odmawiając nic biegom i dyscypliną alpejskim skoki to chyba najbardziej widowiskowa dyscyplina narciarska.

Wiesław Stebnicki

Udostępnij na Facebooku

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u