[5/172] „W 1978 roku przyjechałem do Krościenka prosić rodziców mojej żony o rękę”

Drukuj
Dodano: niedziela, 14 sierpień 2016

Powiększ

Z Andrzejem Sikorowskim
rozmawia
Wiesław Stebnicki

Wiesław Stebnicki - Jak wiem Krościenko nie jest Panu obce?

Andrzej Sikorowski - Po raz pierwszy przyjechałem tutaj w 1978 roku. Celem było poinformowanie rodziców mojej przyszłej żony, że chcemy być razem, bo żona pochodzi właśnie z Krościenka. Wysiadłem z autobusu w Ustrzykach. Jak się okazało miałem sporo czasu do połączenia z Krościenkiem, zero bagażu i zdrowe nogi, postanowiłem więc pójść do Krościenka pieszo. To była piękna wycieczka, która pozostała mi w pamięci do dziś. Pamiętam, że w czasie tego dwugodzinnego spaceru minął mnie dosłownie jeden samochód.

W. S. - A Krościenko, jak je Pan zapamiętał?

A. S. - Wszędzie obcy dla mnie język, dużo smagłych dzieci. Jakiś czas później ogromna atrakcja, podróż pociągiem do Przemyśla przez tereny Ukraińskiej Republiki Radzieckiej. Ukraińscy pogranicznicy w takich spawalniczych okularach, psy w wagonie, metalowe rozpory w drzwiach wagonów, no i ten specyficznych widok zaniedbanych ukraińskich miasteczek. Tego się nie da zapomnieć.

W. S. - Wszedł Pan do greckiej rodziny, była jakaś różnica?

A. S. - Poza językiem oczywiście, baranina, którą uwielbiam do dziś, chyba papryka, której wcześniej nie jadałem. Rozmowy z teściem odbywałem za pośrednictwem tłumacza, głównie żony. On nie znał języka polskiego nie przez to, że był leniwy, mało zdolny. Nie miał takiej potrzeby, bo w Krościenku wszyscy mówili po grecku, listonosz, sklepowa, kierownictwo spółdzielni produkcyjnej. Po prostu znajomość polskiego nie była potrzebna. Jak opowiadała mi żona w szkole w Krościenku przeważali Grecy, Polaków było po dwóch trzech w klasie i to oni musieli się uczyć greckiego, jeśli chcieli uczestniczyć czynnie w życiu szkoły i poza nią.

W. S. - Pamięta Pan tamte lata, czy pobyt w 1978 roku był jedynym, czy były kolejne?

A. S. - Oczywiście bywałem tutaj wielokrotnie, ale koniec lat siedemdziesiątych to już okres masowych wyjazdów Greków do ojczyzny. Tak też się stało z rodziną żony, więc znikł pretekst, dla którego odwiedzałem Krościenko. Zaczęły się wyjazdy do Grecji. Jeśli bym policzył wszystkie pobyty w Grecji to zebrałoby się tego łącznie ze cztery lata. Dziś mieszkamy na przemian to w Polsce, to w Grecji. Kupiliśmy tam mieszkanie.

W. S. - Widzi Pan różnicę pomiędzy Krościenkiem z lat siedemdziesiątych a dzisiejszym?

A. S. - To ogromna różnica. Po pierwsze Ustrzyki to dziś piękne miasto, którego nawet nie ma co równać do tamtej mieściny. No a Krościenko to przeskok w inną epokę. Grecy zawsze wierzyli w to, że wrócą do ojczyzny. Dlatego też nie za bardzo przywiązywali wagę do remontowania swoich domów tutaj. Były to często domy nawet kryte słomą. To miało swój urok, ale jak się patrzyło z boku. Dziś Krościenko to piękna wieś, z nowoczesnym przejściem granicznym. Szkoda tylko, że pociąg, który tak mocno zapamiętałem, już nie kursuje. Cieszy mnie to, że władze dbają o grecki cmentarz mimo, iż na wielu nagrobkach widnieje czerwona gwiazda. Nie da się jednak zakłamać historii, wszyscy emigranci, którzy tutaj mieszkali to greccy komuniści.

W. S. - Panie Andrzeju przyjechał Pan do Krościenka z córką, a co z grupą „Pod Budą"?

Powiększ

A. S. - No cóż, grupa „Pod Budą" to już takie stowarzyszenie emerytów. Jednak występujemy czasami razem. Ostatnio daliśmy dwa koncerty. Ja nie daje rady grać na dwa fronty. Postanowiłem pomóc córce. Ona sprawdza się na scenie coraz lepiej, mamy tyle koncertów w Polsce, Grecji, że w zasadzie na nic więcej nie starcza czasu. Już za kilka dni premiera nowej płyty Mai.

W. S. - Mimo wszystko szkoda. Dziś muzyka tworzona jest pod zapotrzebowanie rozgłośni radiowych, telewizji. Liczą się słupki słuchalności. Ciężko rozróżnić jednego twórcę od drugiego.

A. S. - To prawda. Taka sama sieczka muzyczna od rana do wieczora. Gdy tylko ktoś się wychyli wypada z gry. Ja sam z tłumu kilkunastu obecnych piosenkarek nie potrafię odróżnić jednej od drugiej. Muzycznie głupiejemy. Dowodem zalew muzyki disco-polo. Ta muzyka to pokaz złego gustu, braku muzycznego smaku, na dodatek ozdobiona koszmarną choreografią towarzyszących jej tancerzy. Widać tak ma być, szkoła, media powoli oduczają młodzież krytycznego myślenia. Dowodem na to jest język prezentowany na internetowych forach, Facebooku. Nie oznacza to, że wszyscy musimy to akceptować.

W. S. - Co Pan sądzi o imprezie w Krościenku?

A. S. - Fajna rzecz. Jak się okazuje spotykają się ludzie, którzy nie widzieli się dziesiątki lat. Obserwuje to, widzę łzy w oczach, ale i radość ze spotkania. Organizatorzy sprawili przepiękny prezent tym, którzy przyjechali z Grecji i tym mieszkającym tutaj.

W. S. - Dziękuje za rozmowę i co do, zobaczenia w Krościenku?

A. S. - Czemu nie!

Udostępnij na Facebooku

Komentarze  

#1 kolargol 2016-08-20 16:31
No nareszcie można poczytać z przyjemnością Pana Wieśka.
Cytuj

Facebook Likebox Slider



 Strona główna
 Artykuły
Kontakt


 Reklama w serwisie

© 2003-2018 NASZE POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne
Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydawca: "NASZE POŁONINY" - Wiesław Stebnicki

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze umieszczone przez Użytkowników na stronie www.naszepołoniny.pl

stat4u