Umarłe plany z czasów PRL-u - Tak umiera miasto - część trzecia
Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte ubiegłego wieku to schyłek PRL-u. Miastami, powiatami zarządzali niby przewodniczący rad miejskich, powiatowych, a faktycznie rządzili sekretarze i egzekutywa PZPR. To właśnie w tamtym czasie w głowach ustrzyckiej władzy zaświtała myśl o budowie kolejki linowej łączącej góry Gromadzyń i Kamienną Lawortę. Kolejka ta miała połączyć dwa ośrodki narciarskie na stokach tych gór, czyli czynne już wyciągi narciarskie na Gromadzyniu i budowany pod koniec lat siedemdziesiątych wyciąg narciarski na Laworcie. Ponadto kolejka miała być ogromną atrakcją turystyczną ściągającą do Ustrzyk tysiące turystów.
W tym samym mniej więcej czasie zrodziła się też myśl o utworzeniu u źródeł Strwiąża zagród dla dzikich zwierząt. Miały tam być utrzymywane – na zasadzie dużej swobody-żubry, niedźwiedzie, jelenie i sarny, dziki, wilki. Oczywiście miejsce to było by dostępne dla turystów.
Jednak w latach siedemdziesiątych co innego na dobre zagościło w umysłach lokalnej władzy. Była to budowa potężnych zakładów drzewnych „Ustianowa". Jak to w epoce „gierkowskiej" bywało zakład ten miał być największy w Europie, choć nikt nie policzył czy dla zaspokojenia mocy produkcyjnych zakładu potrzebne będzie całkowite wycięcie lasów bieszczadzkich, ba wszystkich lasów na Podkarpaciu. Wygrał przemysł. Jeden z naukowców planował nawet transport bieszczadzkiego drzewa sterowcami.
Co zyskały na tym Ustrzyki. Jak zwykle nic. Zakłady drzewne to kupa ruin. Kolejka linowa powstała oczywiście ale w Solinie. Korzysta z niej corocznie dziesiątki tysięcy turystów, a korzyścią Ustrzyk jest to że pracuje tam kilka osób z miasta i okolicy. Podobnie ma się sprawa z zagrodą dla zwierząt. Rzecz jasna powstała, oczywiście nie w Ustrzykach, a w Mucznem.
Tam również rok w rok zajeżdża blisko dwieście tysięcy osób by przyjrzeć się żyjącym prawie jak na swobodzie tym sympatycznym zwierzętom. Zapyta ktoś- fatum, a może po prostu nieudolność miejscowych zmieniających się władz.